-
Zapach Świąt
Przedświąteczne pieczenie pierniczków traktuję jak rodzaj domowej aromaterapii. Zapach unoszących się w powietrzu korzennych przypraw i ciepło bijące od nagrzanego pieca sprawia, że kuchnia staje się najprzytulniejszym i najpiękniej pachnącym miejscem na świecie. Jeśli dodatkowo wybierzemy moment, w którym nasi najbliżsi mają czas towarzyszyć nam i dzielić magię wspólnego pieczenia nie trzeba niczego więcej!
Niektóre zapachy są nieuchwytne i ulotne. Przechowujemy ich wspomnienia w pamięci, aż do następnego razu. To właśnie ta ulotność i nieuchwytność decyduje o ich magii. Nie bez powodu na półkach sklepów znajdziemy olejki eteryczne czy świece o wdzięcznej nazwie „zapach świąt”. Takie przedświąteczne rytuały i powstające z nich pachnące słodkości dodają energii, poprawiają nastrój i przenoszą nas w inny wymiar. Zwłaszcza podczas zimowych ciemnych i chłodnych dni.
Pierniki są dobre do wszystkiego i wszędzie. Pyszne w każdym miejscu, pod każdą posypką i z każdym kolorem lukru. Pieką je dorośli z dorosłymi i dorośli z dziećmi, a dekorowanie ich pozwala wyzwolić w każdym z nas artystę.
Dziś z kolei nie o pierniczkach bezpośrednio, ale o bliskim kuzynie – pierniku – cieście idealnym do przedświątecznej kawy, zarówno w domu jak i w pracy. Połączenie czekolady, kakao i przypraw takich jak: goździki, cynamon, kardamon, anyż, gałka muszkatołowa jest hipnotyzujące. A dla tych, którzy, tak jak ja, nie mają cierpliwości i zacięcia, żeby przygotowywać 4 tygodnie wcześniej masę na dojrzewający tradycyjny piernik staropolski mam cudowną wiadomość – nie musimy tego robić!
Ten piernik jest ekspresowy, nieskomplikowany, a do tego wilgotny i przepyszny! Czego chcieć więcej? Myślę, że dobrych kompanów do wspólnej degustacji! Koniecznie spróbujcie!
Piernik ekspresowy
Składniki:
– 4 szklanki mąki pszennej
– 1,5 szklanki cukru
– 3 małe lub 2 duże jajka
– 2 niepełne szklanki mleka 2% lub 3,2%
– 1 kostka margaryny
– 1 słoiczek powideł śliwkowych, np. węgierkowych
– 1 łyżeczka przyprawy do piernika
– 4 płaskie łyżeczki kakao
– 2 łyżeczki sody
Na polewę:
– 1 tabliczka gorzkiej czekolady (lub deserowej)
– 2-3 łyżki mleka
Przygotowanie:
Mąkę przesiewamy i mieszamy razem z sodą oczyszczoną. Mleko podgrzewamy lekko do temperatury pokojowej lub wcześniej wystawiamy z lodówki. W rondelku roztapiamy margarynę. Odstawiamy do wystudzenia. Jajka wbijamy do misy miksera i ubijamy razem z cukrem i przyprawą do piernika. Cały czas ucierając masę (tutaj możemy pomyśleć o zmianie mieszadła na takie do ucierania, jeśli korzystamy z robota planetarnego lub skorzystanie z wygodnej łopatki lub szpatuły silikonowej) dodajemy naprzemiennie małymi porcjami: mąkę z sodą, mleko, powidła śliwkowe, roztopioną margarynę oraz kakao. Gdy otrzymamy gładką i jednolitą masę, całość przelewamy na blachę, wyłożoną wcześniej papierem do pieczenia. Pieczemy w piekarniku nagrzanym do 200°C przez około 35-40 minut, do suchego patyczka. Czas pieczenia zależy od piekarnika. Jeśli ciasto pozostanie za długo w piekarniku, przesuszy się.
Po wystudzeniu ciasta roztapiamy w małym rondelku gorzką czekoladę z mlekiem. Uważamy, żeby polewa się nie przypaliła. W razie potrzeby dodajemy nieco więcej mleka. Polewamy ciasto.
-
Smak wakacji
Pamiętam każde wakacje spędzone u rodziny. Gdy nadchodziły te dłuższe letnie i te krótsze zimowe, nie trzeba było nawet rozmawiać o tym czy gdzieś pojadę. Wiadome było, że na pewno będę choć kilka dni u babci na wsi. Odwiedzałam ją i dziadka niezmiennie każdego lata i zimy, spędzając czas z nimi i moim kuzynostwem.
Będąc dziewczynką zaliczałam jeszcze „wakacje” u cioć i wujków. I pomimo, że rodzice co roku zabierali mnie i moje rodzeństwo na długie letnie wakacje nad morze lub w góry, to niewiele z nich pamiętam i mam wrażenie, że większość odtwórczo ze zdjęć lub nagrań wideo. Zdjęć z wyjazdów z rodzicami mam w rodzinnym domu mnóstwo. Tata uwielbiał je robić. W tamtych czasach każde ujęcie z 36 klatkowego filmu było cenne.
Dla odmiany z moich wakacji u rodziny nie mam żadnego zdjęcia, a pamiętam tyle detali! Mogę bez problemu przywołać wspomnienia, obrazy i zapachy. Pamiętam kiedy u cioci piekłam pierwsze drożdżowe maślane bułeczki. Pamiętam kiedy latem z kuzynostwem zrywałam wiśnie w sadzie, potem przez całe popołudnie drylowaliśmy je, by następnego dnia lepić pierogi z wiśniami – najlepsze na świecie! Pamiętam ucieranie twarogu z cukrem na puszysty sernik i zimowe ciemne wieczory przy gorącym piecu, w którym trzaskało palone drewno i rumieniły się pomarszczone pieczone jabłka. Doskonale też pamiętam, kiedy zostałam w domu babci sama. Miałam odgrzać sobie ziemniaki z obiadu i z przerażeniem zdałam sobie sprawę, że przecież babcia NIE MA MIKROFALÓWKI! Widzę do dziś ten czarny spód garnka i zapach unoszący się w kuchni – a jak na złość babcia na oknie poustawianych miała miliony doniczek z kwiatami, co stanowiło pewną trudność w wywietrzeniu kuchni. Nie wiem czy się zorientowała co działo się pod jej nieobecność – nie wracałyśmy do tematu😊.
Z takich wakacyjnych wypraw wracałam zawsze z przynajmniej jednym przepisem spisanym na kartce w kratkę, a potem w domu przepisywałam do mojego „Przepiśnika”. Takie wakacyjne skarby, zabierane oprócz ususzonych polnych kwiatów i bocianich piór. Wszystkie przepisy mam do dziś, niektóre od czasu do czasu sprawdzam.
Doceniam to, że większość składników było tuż obok. Jajka z kurnika, mleko od krów, wszystkie owoce z sadu i przydrożnych starych jabłoni… Nawet wielki orzech włoski stukał o dach domu spadającymi orzechami. Wszystko eko i zero waste!
Te orzechy przypomniały mi o kilku słodkich orzechowych hitach! Będę się nimi tutaj dzielić. Na pozycji nr 1 jest babka czekoladowa z orzechami laskowymi. Dostałam ostatnio całą miskę orzechów laskowych z ogrodu. Gdy odłożyłam te, którymi poczęstowały się wcześniej wiewiórki, zostało idealnie tyle, ile potrzebuję do tego ciasta.
Dostarcza mnóstwa endorfin i magnezu – jest więc PRAWIE jak suplement diety😉.
Naprawdę polecam!
Babka pełna orzechów i czekolady
Składniki:
– 150 g mąki
– 4 średnie jajka lub 5 małych
– 100 g cukru
– 100 g masła
– 100 g gorzkiej czekolady
– 75 g orzechów laskowych (można kupić już zmielone lub zmielić w domu)
– 1 łyżeczka kakao
– 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
– odrobina soli
Składniki na polewę:
– 1 tabliczka czekolady mlecznej
– 2 – 3 łyżki mleka
Przygotowanie:
Roztapiamy masło w garnuszku. Odstawiamy do wystudzenia. Gorzką czekoladę, najlepiej delikatnie schłodzoną, trzemy na tarce lub bardzo drobno siekamy nożem. Orzechy rozdrabniamy w robocie lub siekamy nożem. Pomijamy ten etap, jeśli kupiliśmy już zmielone orzechy.
Mąkę pszenną przesiewamy do miski. Następnie łączymy ją z proszkiem do pieczenia, kakao, startą czekoladą i zmielonymi orzechami laskowymi.
Po rozdzieleniu jajek, żółtka odstawiamy, a białka ubijamy z odrobiną soli na sztywną pianę. W trakcie ubijania dodajemy cukier – łyżka po łyżce. Do ubitej piany dodajemy żółtka i krótko ubijamy.
Do otrzymanej masy dodajemy połączone ze sobą sypkie składniki i mieszamy delikatnie szpatułką.
Dolewamy roztopione i przestudzone już masło.
Całość pieczemy w keksówce w temperaturze 175ºC przez około 40 minut. Najlepiej jest sprawdzić środek ciasta patyczkiem, aby babka nie była zbyt wilgotna ani się nie przesuszyła.
Odstawiamy do wystudzenia.
Przygotowujemy polewę czekoladową. Wybieramy nasz ulubiony rodzaj i smak mlecznej czekolady, łamiemy na kawałki i przekładamy do małego rondelka. Wlewamy około 2 łyżek stołowych mleka i podgrzewamy ciągle mieszając. Gdy czekolada się rozpuści i polewa nieco zgęstnieje, odstawiamy z palnika, lekko studzimy i polewamy bądź smarujemy babkę.
-
Para idealna
Są połączenia, które są dla siebie stworzone. Dopełniają się i współgrają. Przełamują wzajemnie swoje smaki czy konsystencje. Duety idealne. Jakie? Truskawki i bita śmietana. Ryż z jabłkami i cynamonem, przyprawy korzenne i wino. A co z trio: kajmak, masa budyniowa i bita śmietana? Pysznie. Dodajmy do tego słodkie herbatniki i lekko słone krakersy. Kruche i chrupiące. Rewelacja. Odrobina startej gorzkiej czekolady dla dopełnienia całości i dekoracji.
Takie jest to ciasto. Jak popularny batonik, którym zajadałam się w liceum. Choć nie jest to odwzorowanie 1:1. Smak i konsystencja są nieco inne, co nie znaczy gorsze.
3 Bit. Najlepszy deser na jesienno-zimową chandrę. Najsłodsze dopełnienie mocnej małej czarnej. Idealna słodkość na weekendowe spotkanie dla całej rodziny i świetny sposób na zaimponowanie własnym ciastem znajomym. To też fajny pomysł na ciasto urodzinowe do pracy, jeśli kultywujecie ten zwyczaj. Nie wiem czy bardziej smakuje dużym czy małym😊.
Ma same zalety. Jest pyszny i słodki. Z przepisu wychodzi cała blaszka i co najważniejsze jest BEZ PIECZENIA. Najlepiej zrobić go nawet 2 dni wcześniej i przechowywać w lodówce – wtedy śmietana stężeje, a herbatniki i krakersy przyjemnie zmiękną i połączą się z pozostałymi składnikami. Łatwiej też go pokroić, gdyż warstwy nie „rozjeżdżają się”. Dla mnie jest obłędny.
Czas jesiennego rozpieszczania siebie i bliskich czas start!
O głównym bohaterze w szczegółach. Tworzymy trzy masy: masę budyniową, masę śmietanową i masę kajmakową. Pomiędzy układamy herbatniki i krakersy. Całość posypujemy startą czekoladą.
Składniki:
Na masę budyniową:
– 500 ml mleka
– kostka margaryny (250 g) lub masła roślinnego
– ¾ szklanki cukru
– 2 pełne, a nawet czubate łyżki mąki pszennej
– 2 czubate łyżki kartoflanki
Na masę śmietanową:
– 500 ml śmietanki kremówki 36%
– 2 łyżeczki cukru pudru
– 2 śmietan-fixy
Ponadto:
– puszka masy kajmakowej krówkowej
– około 2 dużych paczek herbatników (jakieś 500 g)
– 1 paczka krakersów (zostanie jeszcze do pochrupania przy filmie)
– 1/3 tabliczki gorzkiej czekolady
Przygotowanie:
Przygotowujemy masę budyniową. 250 ml mleka wlewamy do rondelka i podgrzewamy. Dodajemy cukier i mieszamy aż do rozpuszczenia. Zagotowujemy. W pozostałych 250 ml mleka rozprowadzamy kartoflankę i mąkę pszenną. Mąkę pszenną przesiewamy przed dodaniem. Ja rozprowadzam obie mąki w mleku za pomocą rózgi. Ważne, aby nie powstały grudki. Zagotowane mleko zestawiamy z palnika i powoli dodajemy mleko połączone z mąką, energicznie przy tym mieszając, aż do zgęstnienia masy, czyli powstania budyniu.
Studzimy. Budyń musi być bardzo wystudzony. Następnie w osobnym naczyniu miksujemy miękką margarynę i etapami dodajemy do niej wystudzoną masę. Miksujemy aż do połączenia składników i uzyskania jednolitej masy.
W misce ubijamy schłodzoną śmietankę kremówkę z cukrem pudrem, pod koniec ubijania dodając śmietan-fixy.
Schłodzoną gorzką czekoladę ścieramy na tarce.
Blaszkę o wymiarach 25×35 cm wykładamy papierem do pieczenia. Na spodzie wykładamy pierwszą warstwę herbatników. Na warstwie herbatników rozsmarowujemy masę kajmakową, co może być trudne. Polecam wcześniej podgrzać masę z puszki w rondelku i taką ciepłą wyłożyć na herbatniki. Przykrywamy krakersami. Na krakersy wykładamy z kolei masę budyniową. Wyrównujemy delikatnie i rozkładamy na niej znów herbatniki. Na wierch wykładamy ubitą śmietankę. Dekorujemy wiórkami startej gorzkiej czekolady.
Polecam też przetestować inny sposób. Wszystkie warstwy po złożeniu wstawiamy na noc do lodówki, żeby krakersy i herbatniki zmiękły i całość nieco połączyła się ze sobą. Kolejnego dnia ubijamy śmietankę i posypujemy czekoladą. Wszystko zależy od osobistych preferencji i ilości czasu😊.
Słodkiego celebrowania przy stole!
-
Listopadowe hygge i rozgrzewające jabłka pod kruszonką
Październik pożegnał nas pięknymi, słonecznymi i ciepłymi dniami. Ostatni weekend spędziłam na zewnątrz z termosem w ręku i jabłkami prosto z drzewa. Żal było wracać do domu.
Ania Shirley mawiała: „Jakże się cieszę, że żyję na świecie, w którym istnieje październik! Jakież to byłoby okropne, gdyby natychmiast po wrześniu następował listopad!”
Całkowicie się z nią zgadzam, bo, chociaż należę do wielbicieli letniego słońca, zachwycam się też szelestem suchych liści pod butami i ciepłym jesiennym słońcem odbijającym się w oknach.
Najprzyjemniejsze są długie weekendowe popołudnia, kiedy po przyjściu z zewnątrz można otulić się mięsistym kocem i przysiąść w fotelu z filiżanką korzennej kawy albo herbaty z imbirem. Takie jesienne hygge, czyli odnajdowanie szczęścia w codziennych przyjemnościach.
Podobno każdy może rozumieć ten stan na swój sposób. W języku duńskim słowo hygge funkcjonuje jako rzeczownik, czasownik i przymiotnik!
Można powiedzieć, że hygge to jakaś czynność, rzecz, danie, sposób wysławiania się czy umeblowanie pokoju. Moim zdaniem jednak najtrudniejsza i skądinąd sporna jest wymowa, dlatego bardzo się cieszę, że nie muszę go wymawiać, a jedynie napisać…
Najbardziej lubię wyrażenie, które po przetłumaczeniu na język polski brzmi: hyggować się o kogoś, czyli robić dla kogoś coś hygge, np. podać mu ciepłą herbatę, przekąskę czy otulić kocem. Wyrażeń z tym słowem jest mnóstwo, np. hygge-piwo czy hygge-przekąska.
Ja mam swój ulubiony hygge-deser. Jabłka z żurawiną pod kruszonką.
Są słodkie i szybkie, a przede wszystkim pyszne i gorące! Prawdziwy jesienny deser, podwieczorek i przekąska. Zapiekane w kokilkach lub w małym naczyniu żaroodpornym. Jem je bez dodatków, ale wiem, że są wyborne z gałką lodów waniliowych!
Sezon na jabłka w pełni. Zbliża się dłuższy listopadowy weekend i więcej okazji do wspólnego jesiennego hyggowania, więc spróbujcie koniecznie!
Poniższa porcja to 3 desery zapiekane w kokilkach o średnicy ….. cm. Jeśli jest Was więcej mnożymy podane porcje razy dwa.
Składniki na nadzienie jabłkowe:
– około 6 średnich jabłek (najlepiej kruchych i słodkich)
– 1 łyżka masła (ja używam klarowanego, ale sprawdzi się też zwykłe)
– 2 łyżki brązowego cukru
– 1 łyżeczka cynamonu cejlońskiego
– garść lub dwie żurawiny suszonej
Składniki na kruszonkę:
– 80 g masła
– 60 g brązowego cukru
– 180 g mąki pszennej
Przygotowanie:
Zaczynamy od umycia, obrania i pokrojenia jabłek. Najpierw kroimy jabłko na ćwiartki, wydrążamy środki i obieramy ze skórki. Następnie każdą ćwiartkę kroimy na plasterki.
Na małej patelni lub w rondelku rozpuszczamy masło. Na rozgrzane masło wrzucamy pokrojone jabłka. Zasypujemy brązowym cukrem i mieszamy. Dusimy przez kilka minut aż zmiękną i puszczą nieco soku. Następnie dodajemy cynamon oraz żurawinę. Mieszamy ponownie i zostawiamy jeszcze chwilkę na patelni. Zestawiamy z ognia.
Nadzieniem jabłkowym napełniamy po równo kokilki. W tym czasie możemy też włączyć piekarnik, żeby zdążył się nagrzać do 180 stopni.
Następnie przygotowujemy kruszonkę. Masło roztapiamy i delikatnie studzimy. Do miski przesiewamy mąkę, a następnie dodajemy cukier i mieszamy. Małym strumieniem dolewamy masło i zagniatamy kruszonkę. Uwaga na palce – masło jest ciepłe. Wyrabiamy przez chwilkę do otrzymania zadowalającej konsystencji kruszonki. Ja pomagam sobie nożem i siekam, w miejscach, gdzie są zbyt duże, zbite grudki.
Gotową kruszonkę nakładamy na owoce w kokilkach. Wkładamy do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni na około 30 minut lub do zrumienienia wierzchu.
Nieco studzimy. W zależności od preferencji możemy dodać lody waniliowe – polecam😊. Pyszne do kawy i herbaty.
Smacznego listopadowego hyggowania!
-
Traktat o cynamonie i najlepszy przepis na ślimaki cynamonowe z lukrem lub bez
Cynamon uwielbiam od dziecka. Do ryżu zapiekanego z jabłkami, do szarlotki czy leniwych pierogów. To moje comfort food. Uwielbiam też kawę z korzennymi przyprawami, choć cynamon nie tylko w kawie sprawdza się świetnie i każdy kto próbował grzanego wina dobrze o tym wie. W towarzystwie cynamonu doskonale odnajdują się jabłka. Pod każdą postacią – praktykujemy to dość powszechnie w Polsce. Hiszpanie dodają go też do czekolady. Jednak przyprawa ta z powodzeniem dopełnia smak sosów czy potraw mięsnych. Francuzi przyprawiają nim potrawkę z zająca i kuropatwę. W Grecji z kolei nikogo nie dziwi połączenie cynamonu z sosem pomidorowym (!).
Podobno to jedna z najstarszych przypraw świata – pierwsze wzmianki o cynamonie pojawiają się w recepturach z 2800 r. p. n. e. Stosowano go i powszechnie ceniono w Indiach, Grecji, Rzymie czy Egipcie, nie tylko za walory smakowe i zapachowe, ale głównie za właściwości lecznicze i uzdrawiające. Dziś, dzięki licznym badaniom naukowym, mamy tego dowody.
Sam cynamon to nic innego jak przyprawa produkowana z wysuszonej kory cynamonowca. Nazwę tę jednak stosuje się ogólnie do wszystkich produktów otrzymywanych z cynamonowca, a to duże uproszczenie. Jest bardzo wiele odmian tych krzewów. Ponadto rosną w różnych zakątkach świata. Stąd też cynamon cynamonowi nierówny.
Dwa główne rodzaje cynamonu to: cynamon cejloński i cynamon kasja (cassia), określany też mianem chińskiego, w związku z pochodzeniem.
W większości na sklepowych półkach znajdziemy właśnie cynamon kasja, (chiński), produkowany z cynamonowca wonnego. Jest on tańszy. Ma smak inny niż prawdziwy cynamon cejloński, a co najważniejsze zawiera większe ilości kumaryny, substancji, która spożywana w nadmiarze działa toksycznie na wątrobę i nerki. (Zawartość kumaryny w produktach spożywczych reguluje Prawo Unii Europejskiej i może ona wynosić 2 mg na każdy kilogram produktu. Substancja ta występuje nie tylko w cynamonie, ale te morelach, selerze czy truskawkach.)
Prawdziwy cynamon to cynamon cejloński. Jest łagodniejszy i bardziej szlachetny w smaku. Ma jaśniejszy kolor, a przede wszystkie zawiera bardzo małe ilości kumaryny. Jest tez nieco droższy niż cynamon chiński. Właściwie wszelkie prozdrowotne działania przypisywane cynamonowi odnoszą się właśnie do odmiany cejlońskiej, produkowanej głównie na Sri Lance!
A ma ich sporo. Działa przeciwzapalnie, przeciwcukrzycowo, przeciwnowotworowo, przeciwwirusowo, antybakteryjnie oraz przeciwgrzybiczo. Wpływa pozytywnie na układ trawienny, naczyniowy czy przemianę materii. Badania wykazały, że opóźnia wystąpienie choroby Alzhaimera i Parkinsona. Obniża też poziom cukru i cholesterolu we krwi. Dużo więcej na temat właściwości i zastosowania cynamonu znajdziemy na portalach medycznych. Jest sporo ciekawych publikacji i badań na ten temat.
Szczerze polecam domowy zapas uzupełnić właśnie o cynamon cejloński. Ja kupuje go w sklepach internetowych lub stacjonarnych z żywnością ekologiczną. Choć cynamon w laskach ma niewątpliwe walory estetyczne, to wszelkie badania dotyczące cynamonu przeprowadzane były z udziałem cynamonu mielonego, dlatego też w takiej formie warto go kupować. Poza tym zarówno cynamon cassia jak i cejloński dość trudno jest zmielić czy zetrzeć w warunkach domowych. Wiem z doświadczenia (tarka, moździerz czy stalowe noże malaksera nie dawały satysfakcjonującego mnie efektu).
Mój syn uwielbia cynamon i, chcąc być całkowicie szczerą, to on był powodem dla którego tak dogłębnie uzupełniłam swoją wiedzę na temat cynamonu.
To on zaraził mnie miłością do pewnej szwedzkiej serii książeczek z wierszykami o przygodach „Cynamona i Trusi”. Przysmakiem głównych bohaterów były właśnie bułeczki cynamonowe, a te z kolei były inspiracją dla mnie. W Szwecji są bardzo popularne i nazywają się kanelbullar.
Przedstawiam drożdżowe ślimaki z cynamonem w towarzystwie lukru! Smacznego!
Drożdżowe ślimaki cynamonowe
Składniki na ciasto:
– 220 ml mleka 2 % lub 3,2%
– 75 g cukru
– 30 g świeżych drożdży
– 450 g mąki
– 100 g masła
– 2 duże jajka
– szczypta soli
Składniki na nadzienie:
– 7 łyżek cukru
– 2 łyżki cynamonu
Lukier:
– 5 łyżek cukru pudru
– 1 łyżka wody
Przygotowanie:
Przygotowujemy rozczyn. W rondelku podgrzewamy lekko mleko. Powinno być letnie. (do 30-40 stopni, jeśli mamy termometr). Dodajemy cukier, rozkruszone drożdże oraz łyżeczkę mąki. Mieszamy i odstawiamy na około 15 minut w ciepłe miejsce aż mieszanka podrośnie. Ja dodatkowo nakrywam naczynie ściereczką.
Masło roztapiamy w rondelku i studzimy. Jajka rozbijamy i rozkłócamy w osobnej miseczce. Do dużej miski przesiewamy mąkę, dodajemy szczyptę soli, jajka oraz roztopione masło. Na końcu dolewamy rozczyn z drożdży. Porządnie i dość długo (ok. 10 minut) wyrabiamy – ręcznie lub za pomocą robota z hakiem. Nakrywamy ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce aż do podwojenia objętości (około 30-40 minut).
Po tym czasie ciasto wykładamy na stolnicę lub blat podsypany mąką. Ciasto może się kleić, wtedy podsypujemy je mąką w razie potrzeby. Ważne, żeby nie dodawać za dużo mąki – ciasto zrobi się twarde i nie będzie tak delikatne i puszyste. Rozwałkowujemy ciasto na prostokąt o wymiarach 40 x50 cm i grubości około 0,5 cm.
Cynamon i cukier mieszamy razem w miseczce, a następnie wykładamy na rozwałkowane ciasto. Wyrównujemy delikatnie. Zaczynamy zwijać w ciasny rulon wzdłuż dłuższego boku. Tak zwinięty rulon zaczynamy kroić za pomocą ostrego noża na kawałki o grubości około 3,5 cm. Dociskamy końcówki ślimaków, żeby się nie rozklejały i przekładamy na blaszkę wyłożoną pergaminem. Podczas przekładania rulonów całkiem normalnym zjawiskiem będzie delikatne sypanie się cukru i cynamonu z wewnątrz – należy przełożyć je szybko. Układanie ślimaków na blaszce jest dowolne. Możemy ułożyć je ciasno obok siebie – wtedy zmieszczą się na jedną dużą blaszkę, ale podczas pieczenia się zrosną lub robić miedzy nimi odstępy wówczas bułeczki nie złączą się i zachowają okrągły kształt, ale wyjdą dwie blaszki zamiast jednej.
Odstawiamy do wyrośnięcia na około 20- 30 minut. Rozgrzewamy piekarnik do 180 stopni Celsjusza. Pieczemy około 17 minut, aż do przyrumienienia. Należy uważać, aby nie przesuszyć bułeczek. Wystudzić.
Polać lukrem lub posypać cukrem pudrem. Dla mnie są na tyle słodkie, że zajadam bez dodatków.
-
Dodaj do ulubionych
Są rzeczy na chwilę. Są rzeczy na dłużej. I w końcu są też rzeczy na zawsze.
Są ubrania, które zakładamy raz, a potem wiszą przez 10 lat w szafie. Nie wyrzucamy ich, bo przecież nieużywane i na pewno jeszcze je założymy… Są też takie, które nosimy wciąż i wciąż. Właściwie nie zdążą wyschnąć na suszarce, a zakładamy je znów na siebie i odkładamy z żalem dopiero, gdy całkowicie zmienią kolor lub przetrze się tkanina. Są książki, które, pomimo że, czytaliśmy je z wypiekami na twarzy, odkładamy na półkę i już nigdy do nich nie wracamy. Są też takie, do których regularnie, nawet co kilka lat, wracamy i znajdujemy w nich coś nowego dla siebie. Są mody na różne kuchnie i różne diety, którymi się fascynujemy, ale jest też ta jedna, która zawsze jest bliska naszemu sercu i podniebieniu. Zawsze mamy miejsce na sernik mamy i jeszcze ciepłe drożdżowe z kruszonką.
Mamy swoje sentymentalne miejsca, zapachy, które przywołują wspomnienia, i utwory na dźwięk których się uśmiechamy, bo słuchaliśmy ich w aucie z pierwszą miłością. Mamy też swoje comfort food. Kojarzą się z dzieciństwem, budzą w nas pozytywne emocje, sprawiają, że czujemy się bezpiecznie i dobrze. Pierogi mamy, szarlotka, domowa pomidorowa. Kto z nas nie ma ulubionego dania z rodzinnego domu?
Niektóre przepisy zapisujemy, a po ich przygotowaniu zostawiamy kartkę i nigdy do nich nie wracamy. Inne, zdobyte przez przypadek, zostają z nami na długo.
Taka jest historia ciastek, o których teraz napiszę.
Był weekend, a to u mnie oznacza blachę lub przynajmniej tortownicę domowego ciacha…ale nie czułam się najlepiej. Właściwie na dobre porzuciłam myśl o nagrzanej od piekarnika i pachnącej świeżym ciastem kuchni, kiedy mój syn, przeglądający w międzyczasie zawartość regału z książkami, przybiegł z bajecznie kolorowym zdjęciem i błyszczącymi oczyma, pytając czy możemy TO upiec.
Przekonał mnie nie tyle wygląd co czas przygotowania i krótka lista potrzebnych składników. No dobra… błagalny wzrok syna też😊.
Wyszły świetne. Chrupiące i maślane. Po kilku dniach wcale nie zmiękły. To typ tych twardszych i kruchych. Kolorowe drażetki wewnątrz dopełniają całości. Muszę się przyznać, że po tym wypieku kupiłam szklany słoik na ciastka, żeby mogły w pełni prezentować swe walory. Puszka to jednak nie to samo😊.
Ten przepis nie został na dnie szuflady… Robimy je regularnie. Dla nas i dla bliskich jako słodkie podarunki.
W myśl zasady to co dobre podaj dalej, wrzucam przepis.
Gwarantuję, że młodsi i nie tylko będą zachwyceni!
Składniki:
– 150 g drobnego cukru
– 150 g miękkiego masła
– 300 g mąki pszennej
– 1 średnie jajko
– 2 łyżeczki cukru waniliowego lub wanilinowego (tak, tak, jest różnica)
– pół łyżeczki sody oczyszczonej
– około 60 g czekoladowych cukierków w kolorowej polewie (u mnie klasyczne M&M-sy)
Przygotowanie:
W misie miksera ucieramy miękkie masło z cukrem oraz cukrem waniliowym na jednolitą masę. Dodajemy jajko i ucieramy dalej aż do połączenia składników. Mąkę przesiewamy i mieszamy z sodą oczyszczoną. Stopniowo dodajemy do masy i miksujemy.
Gotowe ciasto zawijamy w folię spożywczą i wkładamy na 30 minut do lodówki.
Mniej więcej w tym samym czasie możemy włączyć piekarnik do nagrzania do 180 stopni. Blachę wykładamy papierem do pieczenia. Po wyjęciu ciasta z lodówki, formujemy z niego kulki, wykładamy na przygotowaną wcześniej blaszkę i lekko spłaszczamy. Do każdego takiego ciasteczka wciskamy – niezbyt głęboko – 3-4 kolorowe drażetki (etap pieczenia uwielbiany przez dzieci). Pieczemy przez 15 – 20 minut w zależności od piekarnika i wielkości ciasteczek. Po wyjęciu z piekarnika studzimy na kratce i czekamy na degustację😊.
*książka z której pochodzi przepis „Pyszne na słodko”.