-
Okres przejściowy
Gdy zaczynają się ciemniejsze dni i chłodniejsze jesienne wieczory, rozpoczynam odliczanie do Bożego Narodzenia. Rokrocznie wieszam tkaninowy kalendarz adwentowy z obszernymi kieszeniami, aby pomieścił nawet kilka przedświątecznych zadań na jeden dzień. Szykuję świece, które towarzyszą nam przy kolacji czy podczas wieczornych aktywności. Na miesiąc przed Wigilią mam spisaną listę potrzebnych rzeczy, pomysłów na prezenty i potraw, które chce wypróbować jako świąteczny bonus ten pierwszy raz.
Myśl o nadchodzących rodzinnych świętach pozwala przetrwać ten ciemny, mokry, listopadowy czas, kiedy przyroda wyraźnie spowalnia. Drzewa zrzucają liście, ptaki odlatują, owady i małe gryzonie gromadzą zapasy, zwierzęta gromadzą tłuszcz pod błyszczącymi futrami, żeby przeżyć nadchodzące mrozy. Przyroda jest gotowa na czas spoczynku i wegetacji. Zbiera siły w zgodzie z naturą.
Mam wrażenie, że w świecie ludzi ten czas wygląda nieco inaczej. Na początku listopada rozpoczyna się bombardowanie nas przedświątecznymi okazjami i czekoladowymi figurkami Św. Mikołajów na sklepowych półkach. Nie chcąc niczego przegapić zatapiamy się w analizowaniu ofert sklepów internetowych, umawianiu świątecznych sesji zdjęciowych z dziećmi i gromadzeniu prezentów, wyciągniętych pośpiesznie z paczkomatu po drodze z pracy między apteką a spożywczym. Jesteśmy na wysokich obrotach z nosami w naszych przepastnych terminarz, by spowolnić dopiero przy wieczerzy wigilijnej.
Po czasie celebracji Bożego Narodzenia wśród przyjaciół i rodziny, wokół stołu zastawionego parującymi miskami przysmaków i paterami słodkości, przy akompaniamencie kolęd i w towarzystwie ciepłego i radosnego światła lampek przychodzi czas na kolejny okres przejściowy…
Wracamy z pracy do domu ulicami pogrążonymi w styczniowym półmroku po mokrych drogach i chodnikach – śnieg jest u nas ostatnio rzadkim gościem. Przy sztucznym świetle w naszych domach i mieszkaniach przygotowujemy posiłki „na jutro” i leczymy katary i przeziębienia przy popołudniowych audycjach telewizyjnych. To trudny czas wskoczenia znów w wir codziennych obowiązków i pracy, która musi toczyć się gładko według wyznaczonego harmonogramu.
Dobrze jest jednak zwolnić bieg choć na te kilka grudniowo-styczniowych dni, które spowite są jeszcze w świątecznej, magicznej aurze i spróbować niespiesznych prostych domowych rytuałów. W wolnym czasie, w styczniu i lutym, obowiązkowo spaceruję po lesie. Czasem przejeżdżam i 30 kilometrów, żeby z rodziną pójść na długi przedpołudniowy spacer w ulubionym miejscu. Spokój i cisza jakie tam panują o tej porze roku są nie do przecenienia! A moment, w którym wchodzimy do ciepłego domu i pijemy ciepłą herbatę jest bezcenny.
Na zimowe popołudnia najlepsze są stosy książek i planszówek przy domowych ciasteczkach albo kakao. Właściwie ciasteczka kojarzą mi się z sezonem jesienno-zimowym. Są przeciwwagą dla letnich sorbetów, semifreddo i owocowych smoothie. Ciasteczka, nieważne czy maślane, korzenne, czekoladowe czy nadziewane, są stworzone do gorącej kawy, herbaty czy mleka.
Są też świetnym prezentem dla bliskich – wystarczy słoik i ozdobna wstążka lub naklejka. Zamiast czekoladek kupionych w sklepie, możemy przynieść coś stworzonego przez siebie. Takie podarunki pozostają w pamięci obdarowanego na długo dłużej…
Dzisiaj polecam Wam ciasteczka żurawinowo – orzechowe z białą czekoladą. Do planszówki, filmu czy herbaty. Na przekąskę po zimowym spacerze albo do słoika dla przyjaciół!
Ciasteczka żurawinowo – orzechowe z białą czekoladą
Składniki:
– 100 g mąki pszennej
– 1 duże jajko
– 80 g miękkiego masła
– 70 g brązowego cukru
– 40 g orzechów laskowych (drobno posiekanych)
– 50 g suszonej żurawiny (posiekanej)
– 50 g płatków owsianych górskich
– 50 g białej czekolady (posiekanej na kawałki)
– pół łyżeczki sody oczyszczonej
– szczypta soli
Przygotowanie:
Masło wcześniej wystawiamy z lodówki i kroimy na kawałki, żeby do czasu przygotowywania ciastek zmiękło.
Mąkę przesiewamy.
Białą czekoladę kroimy na kawałeczki.
Orzechy laskowe siekamy drobno lub rozdrabniamy za pomocą młynka do orzechów lub wkładamy je do woreczka, wypuszczamy z woreczka powietrze, kładziemy na drewnianej desce i za pomocą tłuczka do mięsa rozdrabniamy. Uwaga! Nie chodzi o miazgę tylko rozdrobnienie.
Żurawinę siekamy. Płatki owsiane możemy dodać w całości lub, co polecam, możemy zmielić za pomocą, np. młynka do kawy. Nie jest to jednak konieczne.
Gdy wszystkie produkty mamy już posiekane i zmielone możemy przystąpić do łączenia wszystkiego.
Wrzucamy do miski wszystkie sypkie produkty. Dodajemy do nich rozkłócone jajko. Mieszamy. Następnie dodajemy miękkie masło w bardzo drobnych kawałkach i ucieramy na jednolitą masę.
Jeśli jesteśmy posiadaczami robota kuchennego, ten etap pracy może on wykonać za nas😊.
Piekarnik nagrzewamy do 180 stopni. Dwie blachy wykładamy papierem do pieczenia. Z masy formujemy ciasteczka o średnicy około 3 cm i grubości około 0,5 cm. Pieczemy około 10-13 minut w zależności od piekarnika, aż będą rumiane, ale niezbyt przypieczone.
Studzimy na kratce.
-
Zapach Świąt
Przedświąteczne pieczenie pierniczków traktuję jak rodzaj domowej aromaterapii. Zapach unoszących się w powietrzu korzennych przypraw i ciepło bijące od nagrzanego pieca sprawia, że kuchnia staje się najprzytulniejszym i najpiękniej pachnącym miejscem na świecie. Jeśli dodatkowo wybierzemy moment, w którym nasi najbliżsi mają czas towarzyszyć nam i dzielić magię wspólnego pieczenia nie trzeba niczego więcej!
Niektóre zapachy są nieuchwytne i ulotne. Przechowujemy ich wspomnienia w pamięci, aż do następnego razu. To właśnie ta ulotność i nieuchwytność decyduje o ich magii. Nie bez powodu na półkach sklepów znajdziemy olejki eteryczne czy świece o wdzięcznej nazwie „zapach świąt”. Takie przedświąteczne rytuały i powstające z nich pachnące słodkości dodają energii, poprawiają nastrój i przenoszą nas w inny wymiar. Zwłaszcza podczas zimowych ciemnych i chłodnych dni.
Pierniki są dobre do wszystkiego i wszędzie. Pyszne w każdym miejscu, pod każdą posypką i z każdym kolorem lukru. Pieką je dorośli z dorosłymi i dorośli z dziećmi, a dekorowanie ich pozwala wyzwolić w każdym z nas artystę.
Dziś z kolei nie o pierniczkach bezpośrednio, ale o bliskim kuzynie – pierniku – cieście idealnym do przedświątecznej kawy, zarówno w domu jak i w pracy. Połączenie czekolady, kakao i przypraw takich jak: goździki, cynamon, kardamon, anyż, gałka muszkatołowa jest hipnotyzujące. A dla tych, którzy, tak jak ja, nie mają cierpliwości i zacięcia, żeby przygotowywać 4 tygodnie wcześniej masę na dojrzewający tradycyjny piernik staropolski mam cudowną wiadomość – nie musimy tego robić!
Ten piernik jest ekspresowy, nieskomplikowany, a do tego wilgotny i przepyszny! Czego chcieć więcej? Myślę, że dobrych kompanów do wspólnej degustacji! Koniecznie spróbujcie!
Piernik ekspresowy
Składniki:
– 4 szklanki mąki pszennej
– 1,5 szklanki cukru
– 3 małe lub 2 duże jajka
– 2 niepełne szklanki mleka 2% lub 3,2%
– 1 kostka margaryny
– 1 słoiczek powideł śliwkowych, np. węgierkowych
– 1 łyżeczka przyprawy do piernika
– 4 płaskie łyżeczki kakao
– 2 łyżeczki sody
Na polewę:
– 1 tabliczka gorzkiej czekolady (lub deserowej)
– 2-3 łyżki mleka
Przygotowanie:
Mąkę przesiewamy i mieszamy razem z sodą oczyszczoną. Mleko podgrzewamy lekko do temperatury pokojowej lub wcześniej wystawiamy z lodówki. W rondelku roztapiamy margarynę. Odstawiamy do wystudzenia. Jajka wbijamy do misy miksera i ubijamy razem z cukrem i przyprawą do piernika. Cały czas ucierając masę (tutaj możemy pomyśleć o zmianie mieszadła na takie do ucierania, jeśli korzystamy z robota planetarnego lub skorzystanie z wygodnej łopatki lub szpatuły silikonowej) dodajemy naprzemiennie małymi porcjami: mąkę z sodą, mleko, powidła śliwkowe, roztopioną margarynę oraz kakao. Gdy otrzymamy gładką i jednolitą masę, całość przelewamy na blachę, wyłożoną wcześniej papierem do pieczenia. Pieczemy w piekarniku nagrzanym do 200°C przez około 35-40 minut, do suchego patyczka. Czas pieczenia zależy od piekarnika. Jeśli ciasto pozostanie za długo w piekarniku, przesuszy się.
Po wystudzeniu ciasta roztapiamy w małym rondelku gorzką czekoladę z mlekiem. Uważamy, żeby polewa się nie przypaliła. W razie potrzeby dodajemy nieco więcej mleka. Polewamy ciasto.