-
Coś pożyczonego
Pożyczać możemy różne rzeczy. Ołówek czy kredkę od kolegi, tabletkę przeciwbólową od koleżanki w pracy, narzędzia od sąsiada, książkę do poczytania. Czasem pożyczamy powiedzonka innych, które szczególnie przypadną nam do gustu. Panna Młoda według tradycji też musi mieć coś pożyczonego – to podobno przynosi szczęście.
Ja lubię pożyczać receptury. Zwłaszcza te proste i pyszne. Zawsze, gdy jem coś co wyjątkowo mi smakuje albo coś czego smak mnie zaintryguje, pytam o składniki. Czasem o cały przepis.
W ten właśnie sposób stałam się szczęśliwą posiadaczką receptury na to wyjątkowe puszyste i wilgotne ciasto marchewkowe. Pierwszy raz jadłam je u Mileny. Milena kocha wypieki, a wypieki kochają ją! Regułą jest, że do kawy gość dostaje u niej własnoręcznie przygotowane ciasto, dlatego bardzo te wspólne kawy lubię😉. Czasem ponarzekamy, jakie to ostatnio karkołomne przepisy próbowałyśmy, czasem pośmiejemy się z naszych małych kulinarnych katastrof…ale wszystko to w towarzystwie domowego ciacha.
Ta wersja wspomnianego ciasta marchewkowego ma pyszny krem i pierwsze pytanie degustujących ciasto dotyczy właśnie jego. „Co to za krem?”, „Czy to biała czekolada?” Nie, proste połączenie podstawowych składników, które smakuje obłędnie na wilgotnym lekko korzennym cieście. Poza tym duuużo marchwi i mały dodatek orzechów i rodzynek – żeby było jeszcze bardziej zdrowo😊.
Polecam wszystkim, którzy nie próbowali i wszystkim, którzy już je znają, bo to ciasto po prostu się nie nudzi!
Ciasto Marchewkowe Mileny
Składniki:
– 350 g mąki pszennej
– 400 g startej marchewki
– 2 szklanki cukru
– 4 średnie jajka
– 1 szklanka oleju
– 2 łyżeczki proszku do pieczenia
– 2 łyżeczki sody oczyszczonej
– 2 łyżeczki cynamonu
– 3 łyżki posiekanych rodzynek
– 3 łyżki posiekanych orzechów włoskich
Krem:
– 200 g kremowego serka śmietankowego (kanapkowego)
– 1/3 kostki masła
– 1 łyżeczka cukru z wanilią (może też być zwykły cukier wanilinowy)
Przygotowanie:
Przygotowujemy składniki. Wszystkie powinny być w temperaturze pokojowej.
Trzemy marchew na małych oczkach tarki lub z pomocą robota kuchennego (na zdjęciu pokazuję jak drobno starta jest moja marchew do tego ciasta). Siekamy lub rozdrabniamy orzechy włoskie oraz rodzynki (rodzynki dobrze jest wcześniej sparzyć).
Przesiewamy mąkę z proszkiem do pieczenia i sodą oczyszczoną. Jajka dokładnie ucieramy z cukrem. Dodajemy stopniowo suche składniki: mąkę z proszkami i cynamonem. Małymi porcjami dolewamy olej. Następnie dodajemy startą marchew oraz bakalie.
Gdy otrzymamy jednolitą masę, ciasto wylewamy na blaszkę o standardowych wymiarach 25×35 cm i pieczemy około 1 godz. w temperaturze 180°C. Studzimy.
Na całkowicie wystudzone ciasto wykładamy i równo rozsmarowujemy polewę.
Przygotowanie polewy: Miękkie masło ucieramy z cukrem pudrem, cukrem waniliowym i serkiem śmietankowym.
Całość możemy udekorować np. orzechami włoskimi.
Smacznego Marchewkowego!
-
Niech żyje bal
Zima jest po to, żeby zmarznąć na spacerze, a potem rozgrzać się kubkiem gorącej herbaty z imbirem i cytryną. Zima jest po to, żeby zamiast makijażu kłaść na twarz grube warstwy tłustego kremu. Zima jest po to, żeby zakrywać twarz metrami grubego mięsistego szalika i zamiast opaską ozdabiać głowę kolorowymi wełnianymi czapkami. Zima jest po to żeby, założyć dodatkową parę skarpet i nie przejmować się tym, co pomyślą inni. Zima jest po to, żeby założyć śmieszny świąteczny sweter z reniferem i wypić korzenną kawę w kawiarni udekorowanej milionami lampek i latarenek. Zima jest po to, żeby trenować mięśnie nóg pod ciężarem traperów z porządnym bieżnikiem. Zima jest po to, żeby znów poczuć się dzieckiem i toczyć bitwę na śnieżki ze znajomymi. Zima jest po to, żeby robić anioły na śniegu, rysować sąsiadom serducha i esy-floresy na zmrożonych szybach samochodów, zawijać się kocem, przytulać do psa …. A nade wszystko żeby nie liczyć kalorii!
Zimą możemy, a nawet powinniśmy bezkarnie jeść sycące zupy, kasze i gulasze. Zajadać orzeszki i popijać je grzańcem. Jeść praliny, trufle, czekoladki i inne kaloryczne przysmaki.
Zima i trwający właśnie karnawał to usprawiedliwią! Nie ma lepszego usprawiedliwienia dla kalorycznych przyjemności niż karnawał!
Skoro powinno być słodko, obficie i na bogato, a dodatkowo w zimowym klimacie, nie znam lepszej propozycji niż Snikers. Hit, który nie przestaje mi smakować pomimo lat i wraca do mnie zawsze zimą. To fajna opcja na spotkanie karnawałowe, domówkę, rodzinne okazje.
Smakuje wyjątkowo za sprawą miodu dodanego do ciasta i solidnej warstwy posiekanych orzechów włoskich na wierzchu. Ma warstwę budyniu i kajmaku, które idealnie się równoważą – budyń jest mało słodki, kajmak to rekompensuje.
Ciasto nie jest tak szybkie jak 3-bit – trzeba upiec 3 blaty ciasta, a po ostudzeniu przełożyć je masami – ale warto!
Jeszcze jeden mały sekret: najlepszy jest, gdy po upieczeniu, spędzi 1-2 dni w lodówce. Wtedy wszystkie warstwy się połączą, a ciasto zmięknie. Co to oznacza w praktyce? Mamy zapowiedzianych gości na sobotnie popołudnie, a ciasto już czeka, bo zrobiliśmy je na spokojnie w czwartek😊.
Przepis znalazłam dawno temu na slodkieniebo.blogspot.com i nieco zmodyfikowałam na swoje potrzeby.
Snikers
Składniki:
Ciasto
– 600 g mąki pszennej
– 2 łyżeczki sody oczyszczonej
– pół szklanki cukru
– 1 paczka cukru waniliowego
– 2 jajka
– 2 żółtka
– 2 łyżki mleka
– 200 g margaryny
Masa budyniowa:
– 700 ml mleka
– 4 duże łyżki cukru
– 1 łyżka mąki pszennej
– 1 łyżka mąki ziemniaczanej
– 1 duży budyń waniliowy lub śmietankowy
Masa kajmakowa:
– 1 puszka masy kajmakowej 400 g
Warstwa orzechowa:
– 250 g posiekanych orzechów włoskich
– 1 łyżka cukru
– 2 łyżki miodu
– 90 g margaryny
Przygotowanie:
Przygotowanie ciasta rozpoczynamy od posiekania orzechów włoskich. Stopień rozdrobnienia orzechów uzależniony jest od osobistych preferencji. Posiekane orzechy przesypujemy do miseczki i odstawiamy.
Mąkę przesiewamy razem z sodą oczyszczoną (ja wykonuję ten etap pracy na stolnicy). Dodajemy zimną margarynę i siekamy na kawałki. Następnie do ciasta dodajemy cukier, cukier waniliowy, jajka i żółtka oraz mleko i płynny miód. Wszystko razem porządnie zagniatamy. Jeśli miód nie ma płynnej konsystencji, delikatnie go podgrzewamy.
Kiedy mamy już zagniecione ciasto, dzielimy je na trzy równe części. Polecam zważyć ciasto na wadze. To bardzo ważne, żeby wszystkie części były jednakowe, gdyż w momencie wykładania na ostatnią blaszkę, może okazać się, że mamy niewystarczającą ilość ciasta do przykrycia ciasta.
Każdą część ciasta podsypujemy odrobiną mąki, aby się nie kleiło i rozwałkowujemy na prostokąt, po czym przenosimy na blachę wyłożoną pergaminem. Na blaszce wyrównujemy, ewentualnie doklejamy ciasto w miejscach, gdzie go zabrakło. Pieczemy około 10-12 minut w temperaturze 170°. Tak samo postępujemy z drugim blatem ciasta.
W momencie, kiedy pierwszy blat piecze się w piekarniku, przygotowujemy polewę orzechową na trzecią (wierzchnią) część. W rondelku rozpuszczamy margarynę z cukrem i miodem, a następnie dodajemy posiekane orzechy włoskie. Gotujemy chwilkę, ciągle mieszając. Studzimy. Następnie wykładamy na trzeci blat ciasta. Ze względu na warstwę orzechów na ostatniej blaszce, wydłużamy czas pieczenia do 13-15 minut. Upieczone blaty zostawiamy do wystudzenia. Gorące łamią się przy wyjmowaniu, dlatego dobrze mieć minimum 2 blaszki tej samej wielkości, żeby nie przekładać gorącego ciasta, w celu zwolnienia blaszki na kolejny blat😊.
Przygotowujemy masę budyniową. W garnku podgrzewamy 500 ml mleka z cukrem. W pozostałej części zimnego mleka dokładnie rozprowadzamy mąkę, mąkę ziemniaczaną i budyń. Możemy wykonać ten krok za pomocą rózgi – ważne, żeby nie było grudek. Gdy zagotujemy mleko z cukrem, zestawiamy je z ognia i dodajemy mieszankę budyniową, energicznie mieszając. Ostudzić.
Ostatni etap to przekładanie poszczególnych warstw. Na pierwszym upieczonym blacie rozprowadzamy równomiernie masę budyniową. Przykrywamy drugim blatem. Teraz z kolei wykładamy masę kajmakową i przykrywamy blatem z polewą orzechową.
Ciasto wkładamy do lodówki. Najlepiej smakuje kolejnego dnia, kiedy składniki się połączą.
-
Okres przejściowy
Gdy zaczynają się ciemniejsze dni i chłodniejsze jesienne wieczory, rozpoczynam odliczanie do Bożego Narodzenia. Rokrocznie wieszam tkaninowy kalendarz adwentowy z obszernymi kieszeniami, aby pomieścił nawet kilka przedświątecznych zadań na jeden dzień. Szykuję świece, które towarzyszą nam przy kolacji czy podczas wieczornych aktywności. Na miesiąc przed Wigilią mam spisaną listę potrzebnych rzeczy, pomysłów na prezenty i potraw, które chce wypróbować jako świąteczny bonus ten pierwszy raz.
Myśl o nadchodzących rodzinnych świętach pozwala przetrwać ten ciemny, mokry, listopadowy czas, kiedy przyroda wyraźnie spowalnia. Drzewa zrzucają liście, ptaki odlatują, owady i małe gryzonie gromadzą zapasy, zwierzęta gromadzą tłuszcz pod błyszczącymi futrami, żeby przeżyć nadchodzące mrozy. Przyroda jest gotowa na czas spoczynku i wegetacji. Zbiera siły w zgodzie z naturą.
Mam wrażenie, że w świecie ludzi ten czas wygląda nieco inaczej. Na początku listopada rozpoczyna się bombardowanie nas przedświątecznymi okazjami i czekoladowymi figurkami Św. Mikołajów na sklepowych półkach. Nie chcąc niczego przegapić zatapiamy się w analizowaniu ofert sklepów internetowych, umawianiu świątecznych sesji zdjęciowych z dziećmi i gromadzeniu prezentów, wyciągniętych pośpiesznie z paczkomatu po drodze z pracy między apteką a spożywczym. Jesteśmy na wysokich obrotach z nosami w naszych przepastnych terminarz, by spowolnić dopiero przy wieczerzy wigilijnej.
Po czasie celebracji Bożego Narodzenia wśród przyjaciół i rodziny, wokół stołu zastawionego parującymi miskami przysmaków i paterami słodkości, przy akompaniamencie kolęd i w towarzystwie ciepłego i radosnego światła lampek przychodzi czas na kolejny okres przejściowy…
Wracamy z pracy do domu ulicami pogrążonymi w styczniowym półmroku po mokrych drogach i chodnikach – śnieg jest u nas ostatnio rzadkim gościem. Przy sztucznym świetle w naszych domach i mieszkaniach przygotowujemy posiłki „na jutro” i leczymy katary i przeziębienia przy popołudniowych audycjach telewizyjnych. To trudny czas wskoczenia znów w wir codziennych obowiązków i pracy, która musi toczyć się gładko według wyznaczonego harmonogramu.
Dobrze jest jednak zwolnić bieg choć na te kilka grudniowo-styczniowych dni, które spowite są jeszcze w świątecznej, magicznej aurze i spróbować niespiesznych prostych domowych rytuałów. W wolnym czasie, w styczniu i lutym, obowiązkowo spaceruję po lesie. Czasem przejeżdżam i 30 kilometrów, żeby z rodziną pójść na długi przedpołudniowy spacer w ulubionym miejscu. Spokój i cisza jakie tam panują o tej porze roku są nie do przecenienia! A moment, w którym wchodzimy do ciepłego domu i pijemy ciepłą herbatę jest bezcenny.
Na zimowe popołudnia najlepsze są stosy książek i planszówek przy domowych ciasteczkach albo kakao. Właściwie ciasteczka kojarzą mi się z sezonem jesienno-zimowym. Są przeciwwagą dla letnich sorbetów, semifreddo i owocowych smoothie. Ciasteczka, nieważne czy maślane, korzenne, czekoladowe czy nadziewane, są stworzone do gorącej kawy, herbaty czy mleka.
Są też świetnym prezentem dla bliskich – wystarczy słoik i ozdobna wstążka lub naklejka. Zamiast czekoladek kupionych w sklepie, możemy przynieść coś stworzonego przez siebie. Takie podarunki pozostają w pamięci obdarowanego na długo dłużej…
Dzisiaj polecam Wam ciasteczka żurawinowo – orzechowe z białą czekoladą. Do planszówki, filmu czy herbaty. Na przekąskę po zimowym spacerze albo do słoika dla przyjaciół!
Ciasteczka żurawinowo – orzechowe z białą czekoladą
Składniki:
– 100 g mąki pszennej
– 1 duże jajko
– 80 g miękkiego masła
– 70 g brązowego cukru
– 40 g orzechów laskowych (drobno posiekanych)
– 50 g suszonej żurawiny (posiekanej)
– 50 g płatków owsianych górskich
– 50 g białej czekolady (posiekanej na kawałki)
– pół łyżeczki sody oczyszczonej
– szczypta soli
Przygotowanie:
Masło wcześniej wystawiamy z lodówki i kroimy na kawałki, żeby do czasu przygotowywania ciastek zmiękło.
Mąkę przesiewamy.
Białą czekoladę kroimy na kawałeczki.
Orzechy laskowe siekamy drobno lub rozdrabniamy za pomocą młynka do orzechów lub wkładamy je do woreczka, wypuszczamy z woreczka powietrze, kładziemy na drewnianej desce i za pomocą tłuczka do mięsa rozdrabniamy. Uwaga! Nie chodzi o miazgę tylko rozdrobnienie.
Żurawinę siekamy. Płatki owsiane możemy dodać w całości lub, co polecam, możemy zmielić za pomocą, np. młynka do kawy. Nie jest to jednak konieczne.
Gdy wszystkie produkty mamy już posiekane i zmielone możemy przystąpić do łączenia wszystkiego.
Wrzucamy do miski wszystkie sypkie produkty. Dodajemy do nich rozkłócone jajko. Mieszamy. Następnie dodajemy miękkie masło w bardzo drobnych kawałkach i ucieramy na jednolitą masę.
Jeśli jesteśmy posiadaczami robota kuchennego, ten etap pracy może on wykonać za nas😊.
Piekarnik nagrzewamy do 180 stopni. Dwie blachy wykładamy papierem do pieczenia. Z masy formujemy ciasteczka o średnicy około 3 cm i grubości około 0,5 cm. Pieczemy około 10-13 minut w zależności od piekarnika, aż będą rumiane, ale niezbyt przypieczone.
Studzimy na kratce.
-
Zapach Świąt
Przedświąteczne pieczenie pierniczków traktuję jak rodzaj domowej aromaterapii. Zapach unoszących się w powietrzu korzennych przypraw i ciepło bijące od nagrzanego pieca sprawia, że kuchnia staje się najprzytulniejszym i najpiękniej pachnącym miejscem na świecie. Jeśli dodatkowo wybierzemy moment, w którym nasi najbliżsi mają czas towarzyszyć nam i dzielić magię wspólnego pieczenia nie trzeba niczego więcej!
Niektóre zapachy są nieuchwytne i ulotne. Przechowujemy ich wspomnienia w pamięci, aż do następnego razu. To właśnie ta ulotność i nieuchwytność decyduje o ich magii. Nie bez powodu na półkach sklepów znajdziemy olejki eteryczne czy świece o wdzięcznej nazwie „zapach świąt”. Takie przedświąteczne rytuały i powstające z nich pachnące słodkości dodają energii, poprawiają nastrój i przenoszą nas w inny wymiar. Zwłaszcza podczas zimowych ciemnych i chłodnych dni.
Pierniki są dobre do wszystkiego i wszędzie. Pyszne w każdym miejscu, pod każdą posypką i z każdym kolorem lukru. Pieką je dorośli z dorosłymi i dorośli z dziećmi, a dekorowanie ich pozwala wyzwolić w każdym z nas artystę.
Dziś z kolei nie o pierniczkach bezpośrednio, ale o bliskim kuzynie – pierniku – cieście idealnym do przedświątecznej kawy, zarówno w domu jak i w pracy. Połączenie czekolady, kakao i przypraw takich jak: goździki, cynamon, kardamon, anyż, gałka muszkatołowa jest hipnotyzujące. A dla tych, którzy, tak jak ja, nie mają cierpliwości i zacięcia, żeby przygotowywać 4 tygodnie wcześniej masę na dojrzewający tradycyjny piernik staropolski mam cudowną wiadomość – nie musimy tego robić!
Ten piernik jest ekspresowy, nieskomplikowany, a do tego wilgotny i przepyszny! Czego chcieć więcej? Myślę, że dobrych kompanów do wspólnej degustacji! Koniecznie spróbujcie!
Piernik ekspresowy
Składniki:
– 4 szklanki mąki pszennej
– 1,5 szklanki cukru
– 3 małe lub 2 duże jajka
– 2 niepełne szklanki mleka 2% lub 3,2%
– 1 kostka margaryny
– 1 słoiczek powideł śliwkowych, np. węgierkowych
– 1 łyżeczka przyprawy do piernika
– 4 płaskie łyżeczki kakao
– 2 łyżeczki sody
Na polewę:
– 1 tabliczka gorzkiej czekolady (lub deserowej)
– 2-3 łyżki mleka
Przygotowanie:
Mąkę przesiewamy i mieszamy razem z sodą oczyszczoną. Mleko podgrzewamy lekko do temperatury pokojowej lub wcześniej wystawiamy z lodówki. W rondelku roztapiamy margarynę. Odstawiamy do wystudzenia. Jajka wbijamy do misy miksera i ubijamy razem z cukrem i przyprawą do piernika. Cały czas ucierając masę (tutaj możemy pomyśleć o zmianie mieszadła na takie do ucierania, jeśli korzystamy z robota planetarnego lub skorzystanie z wygodnej łopatki lub szpatuły silikonowej) dodajemy naprzemiennie małymi porcjami: mąkę z sodą, mleko, powidła śliwkowe, roztopioną margarynę oraz kakao. Gdy otrzymamy gładką i jednolitą masę, całość przelewamy na blachę, wyłożoną wcześniej papierem do pieczenia. Pieczemy w piekarniku nagrzanym do 200°C przez około 35-40 minut, do suchego patyczka. Czas pieczenia zależy od piekarnika. Jeśli ciasto pozostanie za długo w piekarniku, przesuszy się.
Po wystudzeniu ciasta roztapiamy w małym rondelku gorzką czekoladę z mlekiem. Uważamy, żeby polewa się nie przypaliła. W razie potrzeby dodajemy nieco więcej mleka. Polewamy ciasto.
-
Smak wakacji
Pamiętam każde wakacje spędzone u rodziny. Gdy nadchodziły te dłuższe letnie i te krótsze zimowe, nie trzeba było nawet rozmawiać o tym czy gdzieś pojadę. Wiadome było, że na pewno będę choć kilka dni u babci na wsi. Odwiedzałam ją i dziadka niezmiennie każdego lata i zimy, spędzając czas z nimi i moim kuzynostwem.
Będąc dziewczynką zaliczałam jeszcze „wakacje” u cioć i wujków. I pomimo, że rodzice co roku zabierali mnie i moje rodzeństwo na długie letnie wakacje nad morze lub w góry, to niewiele z nich pamiętam i mam wrażenie, że większość odtwórczo ze zdjęć lub nagrań wideo. Zdjęć z wyjazdów z rodzicami mam w rodzinnym domu mnóstwo. Tata uwielbiał je robić. W tamtych czasach każde ujęcie z 36 klatkowego filmu było cenne.
Dla odmiany z moich wakacji u rodziny nie mam żadnego zdjęcia, a pamiętam tyle detali! Mogę bez problemu przywołać wspomnienia, obrazy i zapachy. Pamiętam kiedy u cioci piekłam pierwsze drożdżowe maślane bułeczki. Pamiętam kiedy latem z kuzynostwem zrywałam wiśnie w sadzie, potem przez całe popołudnie drylowaliśmy je, by następnego dnia lepić pierogi z wiśniami – najlepsze na świecie! Pamiętam ucieranie twarogu z cukrem na puszysty sernik i zimowe ciemne wieczory przy gorącym piecu, w którym trzaskało palone drewno i rumieniły się pomarszczone pieczone jabłka. Doskonale też pamiętam, kiedy zostałam w domu babci sama. Miałam odgrzać sobie ziemniaki z obiadu i z przerażeniem zdałam sobie sprawę, że przecież babcia NIE MA MIKROFALÓWKI! Widzę do dziś ten czarny spód garnka i zapach unoszący się w kuchni – a jak na złość babcia na oknie poustawianych miała miliony doniczek z kwiatami, co stanowiło pewną trudność w wywietrzeniu kuchni. Nie wiem czy się zorientowała co działo się pod jej nieobecność – nie wracałyśmy do tematu😊.
Z takich wakacyjnych wypraw wracałam zawsze z przynajmniej jednym przepisem spisanym na kartce w kratkę, a potem w domu przepisywałam do mojego „Przepiśnika”. Takie wakacyjne skarby, zabierane oprócz ususzonych polnych kwiatów i bocianich piór. Wszystkie przepisy mam do dziś, niektóre od czasu do czasu sprawdzam.
Doceniam to, że większość składników było tuż obok. Jajka z kurnika, mleko od krów, wszystkie owoce z sadu i przydrożnych starych jabłoni… Nawet wielki orzech włoski stukał o dach domu spadającymi orzechami. Wszystko eko i zero waste!
Te orzechy przypomniały mi o kilku słodkich orzechowych hitach! Będę się nimi tutaj dzielić. Na pozycji nr 1 jest babka czekoladowa z orzechami laskowymi. Dostałam ostatnio całą miskę orzechów laskowych z ogrodu. Gdy odłożyłam te, którymi poczęstowały się wcześniej wiewiórki, zostało idealnie tyle, ile potrzebuję do tego ciasta.
Dostarcza mnóstwa endorfin i magnezu – jest więc PRAWIE jak suplement diety😉.
Naprawdę polecam!
Babka pełna orzechów i czekolady
Składniki:
– 150 g mąki
– 4 średnie jajka lub 5 małych
– 100 g cukru
– 100 g masła
– 100 g gorzkiej czekolady
– 75 g orzechów laskowych (można kupić już zmielone lub zmielić w domu)
– 1 łyżeczka kakao
– 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
– odrobina soli
Składniki na polewę:
– 1 tabliczka czekolady mlecznej
– 2 – 3 łyżki mleka
Przygotowanie:
Roztapiamy masło w garnuszku. Odstawiamy do wystudzenia. Gorzką czekoladę, najlepiej delikatnie schłodzoną, trzemy na tarce lub bardzo drobno siekamy nożem. Orzechy rozdrabniamy w robocie lub siekamy nożem. Pomijamy ten etap, jeśli kupiliśmy już zmielone orzechy.
Mąkę pszenną przesiewamy do miski. Następnie łączymy ją z proszkiem do pieczenia, kakao, startą czekoladą i zmielonymi orzechami laskowymi.
Po rozdzieleniu jajek, żółtka odstawiamy, a białka ubijamy z odrobiną soli na sztywną pianę. W trakcie ubijania dodajemy cukier – łyżka po łyżce. Do ubitej piany dodajemy żółtka i krótko ubijamy.
Do otrzymanej masy dodajemy połączone ze sobą sypkie składniki i mieszamy delikatnie szpatułką.
Dolewamy roztopione i przestudzone już masło.
Całość pieczemy w keksówce w temperaturze 175ºC przez około 40 minut. Najlepiej jest sprawdzić środek ciasta patyczkiem, aby babka nie była zbyt wilgotna ani się nie przesuszyła.
Odstawiamy do wystudzenia.
Przygotowujemy polewę czekoladową. Wybieramy nasz ulubiony rodzaj i smak mlecznej czekolady, łamiemy na kawałki i przekładamy do małego rondelka. Wlewamy około 2 łyżek stołowych mleka i podgrzewamy ciągle mieszając. Gdy czekolada się rozpuści i polewa nieco zgęstnieje, odstawiamy z palnika, lekko studzimy i polewamy bądź smarujemy babkę.
-
Para idealna
Są połączenia, które są dla siebie stworzone. Dopełniają się i współgrają. Przełamują wzajemnie swoje smaki czy konsystencje. Duety idealne. Jakie? Truskawki i bita śmietana. Ryż z jabłkami i cynamonem, przyprawy korzenne i wino. A co z trio: kajmak, masa budyniowa i bita śmietana? Pysznie. Dodajmy do tego słodkie herbatniki i lekko słone krakersy. Kruche i chrupiące. Rewelacja. Odrobina startej gorzkiej czekolady dla dopełnienia całości i dekoracji.
Takie jest to ciasto. Jak popularny batonik, którym zajadałam się w liceum. Choć nie jest to odwzorowanie 1:1. Smak i konsystencja są nieco inne, co nie znaczy gorsze.
3 Bit. Najlepszy deser na jesienno-zimową chandrę. Najsłodsze dopełnienie mocnej małej czarnej. Idealna słodkość na weekendowe spotkanie dla całej rodziny i świetny sposób na zaimponowanie własnym ciastem znajomym. To też fajny pomysł na ciasto urodzinowe do pracy, jeśli kultywujecie ten zwyczaj. Nie wiem czy bardziej smakuje dużym czy małym😊.
Ma same zalety. Jest pyszny i słodki. Z przepisu wychodzi cała blaszka i co najważniejsze jest BEZ PIECZENIA. Najlepiej zrobić go nawet 2 dni wcześniej i przechowywać w lodówce – wtedy śmietana stężeje, a herbatniki i krakersy przyjemnie zmiękną i połączą się z pozostałymi składnikami. Łatwiej też go pokroić, gdyż warstwy nie „rozjeżdżają się”. Dla mnie jest obłędny.
Czas jesiennego rozpieszczania siebie i bliskich czas start!
O głównym bohaterze w szczegółach. Tworzymy trzy masy: masę budyniową, masę śmietanową i masę kajmakową. Pomiędzy układamy herbatniki i krakersy. Całość posypujemy startą czekoladą.
Składniki:
Na masę budyniową:
– 500 ml mleka
– kostka margaryny (250 g) lub masła roślinnego
– ¾ szklanki cukru
– 2 pełne, a nawet czubate łyżki mąki pszennej
– 2 czubate łyżki kartoflanki
Na masę śmietanową:
– 500 ml śmietanki kremówki 36%
– 2 łyżeczki cukru pudru
– 2 śmietan-fixy
Ponadto:
– puszka masy kajmakowej krówkowej
– około 2 dużych paczek herbatników (jakieś 500 g)
– 1 paczka krakersów (zostanie jeszcze do pochrupania przy filmie)
– 1/3 tabliczki gorzkiej czekolady
Przygotowanie:
Przygotowujemy masę budyniową. 250 ml mleka wlewamy do rondelka i podgrzewamy. Dodajemy cukier i mieszamy aż do rozpuszczenia. Zagotowujemy. W pozostałych 250 ml mleka rozprowadzamy kartoflankę i mąkę pszenną. Mąkę pszenną przesiewamy przed dodaniem. Ja rozprowadzam obie mąki w mleku za pomocą rózgi. Ważne, aby nie powstały grudki. Zagotowane mleko zestawiamy z palnika i powoli dodajemy mleko połączone z mąką, energicznie przy tym mieszając, aż do zgęstnienia masy, czyli powstania budyniu.
Studzimy. Budyń musi być bardzo wystudzony. Następnie w osobnym naczyniu miksujemy miękką margarynę i etapami dodajemy do niej wystudzoną masę. Miksujemy aż do połączenia składników i uzyskania jednolitej masy.
W misce ubijamy schłodzoną śmietankę kremówkę z cukrem pudrem, pod koniec ubijania dodając śmietan-fixy.
Schłodzoną gorzką czekoladę ścieramy na tarce.
Blaszkę o wymiarach 25×35 cm wykładamy papierem do pieczenia. Na spodzie wykładamy pierwszą warstwę herbatników. Na warstwie herbatników rozsmarowujemy masę kajmakową, co może być trudne. Polecam wcześniej podgrzać masę z puszki w rondelku i taką ciepłą wyłożyć na herbatniki. Przykrywamy krakersami. Na krakersy wykładamy z kolei masę budyniową. Wyrównujemy delikatnie i rozkładamy na niej znów herbatniki. Na wierch wykładamy ubitą śmietankę. Dekorujemy wiórkami startej gorzkiej czekolady.
Polecam też przetestować inny sposób. Wszystkie warstwy po złożeniu wstawiamy na noc do lodówki, żeby krakersy i herbatniki zmiękły i całość nieco połączyła się ze sobą. Kolejnego dnia ubijamy śmietankę i posypujemy czekoladą. Wszystko zależy od osobistych preferencji i ilości czasu😊.
Słodkiego celebrowania przy stole!