• Jesień,  Słodkości

    Listopadowe hygge i rozgrzewające jabłka pod kruszonką

    Październik pożegnał nas pięknymi, słonecznymi i ciepłymi dniami. Ostatni weekend spędziłam na zewnątrz z termosem w ręku i jabłkami prosto z drzewa. Żal było wracać do domu.

    Ania Shirley mawiała: „Jakże się cieszę, że żyję na świecie, w którym istnieje październik! Jakież to byłoby okropne, gdyby natychmiast po wrześniu następował listopad!”

    Całkowicie się z nią zgadzam, bo, chociaż należę do wielbicieli letniego słońca, zachwycam się też szelestem suchych liści pod butami i ciepłym jesiennym słońcem odbijającym się w oknach.

    Najprzyjemniejsze są długie weekendowe popołudnia, kiedy po przyjściu z zewnątrz można otulić się mięsistym kocem i przysiąść w fotelu z filiżanką korzennej kawy albo herbaty z imbirem. Takie jesienne hygge, czyli odnajdowanie szczęścia w codziennych przyjemnościach.

    Podobno każdy może rozumieć ten stan na swój sposób. W języku duńskim słowo hygge funkcjonuje jako rzeczownik, czasownik i przymiotnik!

    Można powiedzieć, że hygge to jakaś czynność, rzecz, danie, sposób wysławiania się czy umeblowanie pokoju. Moim zdaniem jednak najtrudniejsza i skądinąd sporna jest wymowa, dlatego bardzo się cieszę, że nie muszę go wymawiać, a jedynie napisać…

    Najbardziej lubię wyrażenie, które po przetłumaczeniu na język polski brzmi: hyggować się o kogoś, czyli robić dla kogoś coś hygge, np. podać mu ciepłą herbatę, przekąskę czy otulić kocem. Wyrażeń z tym słowem jest mnóstwo, np. hygge-piwo czy hygge-przekąska.

    Ja mam swój ulubiony hygge-deser. Jabłka z żurawiną pod kruszonką.

    Są słodkie i szybkie, a przede wszystkim pyszne i gorące! Prawdziwy jesienny deser, podwieczorek i przekąska. Zapiekane w kokilkach lub w małym naczyniu żaroodpornym. Jem je bez dodatków, ale wiem, że są wyborne z gałką lodów waniliowych!

    Sezon na jabłka w pełni. Zbliża się dłuższy listopadowy weekend i więcej okazji do wspólnego jesiennego hyggowania, więc spróbujcie koniecznie!

    Poniższa porcja to 3 desery zapiekane w kokilkach o średnicy ….. cm. Jeśli jest Was więcej mnożymy podane porcje razy dwa.

     

     

    Składniki na nadzienie jabłkowe:

    – około 6 średnich jabłek (najlepiej kruchych i słodkich)

    – 1 łyżka masła (ja używam klarowanego, ale sprawdzi się też zwykłe)

    – 2 łyżki brązowego cukru

    – 1 łyżeczka cynamonu cejlońskiego

    – garść lub dwie żurawiny suszonej

     

    Składniki na kruszonkę:

    – 80 g masła

    – 60 g brązowego cukru

    – 180 g mąki pszennej

     

     

    Przygotowanie:

    Zaczynamy od umycia, obrania i pokrojenia jabłek. Najpierw kroimy jabłko na ćwiartki, wydrążamy środki i obieramy ze skórki. Następnie każdą ćwiartkę kroimy na plasterki.

    Na małej patelni lub w rondelku rozpuszczamy masło. Na rozgrzane masło wrzucamy pokrojone jabłka. Zasypujemy brązowym cukrem i mieszamy. Dusimy przez kilka minut aż zmiękną i puszczą nieco soku. Następnie dodajemy cynamon oraz żurawinę. Mieszamy ponownie i zostawiamy jeszcze chwilkę na patelni. Zestawiamy z ognia.

    Nadzieniem jabłkowym napełniamy po równo kokilki. W tym czasie możemy też włączyć piekarnik, żeby zdążył się nagrzać do 180 stopni.

    Następnie przygotowujemy kruszonkę. Masło roztapiamy i delikatnie studzimy. Do miski przesiewamy mąkę, a następnie dodajemy cukier i mieszamy. Małym strumieniem dolewamy masło i zagniatamy kruszonkę. Uwaga na palce – masło jest ciepłe. Wyrabiamy przez chwilkę do otrzymania zadowalającej konsystencji kruszonki. Ja pomagam sobie nożem i siekam, w miejscach, gdzie są zbyt duże, zbite grudki.

    Gotową kruszonkę nakładamy na owoce w kokilkach. Wkładamy do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni na około 30 minut lub do zrumienienia wierzchu.

    Nieco studzimy. W zależności od preferencji możemy dodać lody waniliowe – polecam😊. Pyszne do kawy i herbaty.

    Smacznego listopadowego hyggowania!

     

  • Słodkości

    Traktat o cynamonie i najlepszy przepis na ślimaki cynamonowe z lukrem lub bez

    Cynamon uwielbiam od dziecka. Do ryżu zapiekanego z jabłkami, do szarlotki czy leniwych pierogów. To moje comfort food. Uwielbiam też kawę z korzennymi przyprawami, choć cynamon nie tylko w kawie sprawdza się świetnie i każdy kto próbował grzanego wina dobrze o tym wie. W towarzystwie cynamonu doskonale odnajdują się jabłka. Pod każdą postacią – praktykujemy to dość powszechnie w Polsce. Hiszpanie dodają go też do czekolady. Jednak przyprawa ta z powodzeniem dopełnia smak sosów czy potraw mięsnych. Francuzi przyprawiają nim potrawkę z zająca i kuropatwę. W Grecji z kolei nikogo nie dziwi połączenie cynamonu z sosem pomidorowym (!).

    Podobno to jedna z najstarszych przypraw świata – pierwsze wzmianki o cynamonie  pojawiają się w recepturach z 2800 r. p. n. e. Stosowano go i powszechnie ceniono w Indiach, Grecji, Rzymie czy Egipcie, nie tylko za walory smakowe i zapachowe, ale głównie za właściwości lecznicze i uzdrawiające. Dziś, dzięki licznym badaniom naukowym, mamy tego dowody.

    Sam cynamon to nic innego jak przyprawa produkowana z wysuszonej kory cynamonowca. Nazwę tę jednak stosuje się ogólnie do wszystkich produktów otrzymywanych z cynamonowca, a to duże uproszczenie. Jest bardzo wiele odmian tych krzewów. Ponadto rosną w różnych zakątkach świata. Stąd też cynamon cynamonowi nierówny.

    Dwa główne rodzaje cynamonu to: cynamon cejloński i cynamon kasja (cassia), określany też mianem chińskiego, w związku z pochodzeniem.

    W większości na sklepowych półkach znajdziemy właśnie cynamon kasja, (chiński), produkowany z cynamonowca wonnego. Jest on tańszy. Ma smak inny niż prawdziwy cynamon cejloński, a co najważniejsze zawiera większe ilości kumaryny, substancji, która spożywana w nadmiarze działa toksycznie na wątrobę i nerki. (Zawartość kumaryny w produktach spożywczych reguluje Prawo Unii Europejskiej i może ona wynosić 2 mg na każdy kilogram produktu. Substancja ta występuje nie tylko w cynamonie, ale te morelach, selerze czy truskawkach.)

    Prawdziwy cynamon to cynamon cejloński. Jest łagodniejszy i bardziej szlachetny w smaku. Ma jaśniejszy kolor, a przede wszystkie zawiera bardzo małe ilości kumaryny. Jest tez nieco droższy niż cynamon chiński. Właściwie wszelkie prozdrowotne działania przypisywane cynamonowi odnoszą się właśnie do odmiany cejlońskiej, produkowanej głównie na Sri Lance!

    A ma ich sporo. Działa przeciwzapalnie, przeciwcukrzycowo, przeciwnowotworowo, przeciwwirusowo, antybakteryjnie oraz przeciwgrzybiczo. Wpływa pozytywnie na układ trawienny, naczyniowy czy przemianę materii. Badania wykazały, że opóźnia wystąpienie choroby Alzhaimera i Parkinsona. Obniża też poziom cukru i cholesterolu we krwi. Dużo więcej na temat właściwości i zastosowania cynamonu znajdziemy na portalach medycznych. Jest sporo ciekawych publikacji i badań na ten temat.

    Szczerze polecam domowy zapas uzupełnić właśnie o cynamon cejloński. Ja kupuje go w sklepach internetowych lub stacjonarnych z żywnością ekologiczną. Choć cynamon w laskach ma niewątpliwe walory estetyczne, to wszelkie badania dotyczące cynamonu przeprowadzane były z udziałem cynamonu mielonego, dlatego też w takiej formie warto go kupować. Poza tym zarówno cynamon cassia jak i cejloński dość trudno jest zmielić czy zetrzeć w warunkach domowych. Wiem z doświadczenia (tarka, moździerz czy stalowe noże malaksera nie dawały satysfakcjonującego mnie efektu).

    Mój syn uwielbia cynamon i, chcąc być całkowicie szczerą, to on był powodem dla którego tak dogłębnie uzupełniłam swoją wiedzę na temat cynamonu.

    To on zaraził mnie miłością do pewnej szwedzkiej serii książeczek z wierszykami o przygodach „Cynamona i Trusi”. Przysmakiem głównych bohaterów były właśnie bułeczki cynamonowe, a te z kolei były inspiracją dla mnie. W Szwecji są bardzo popularne i nazywają się kanelbullar.

    Przedstawiam drożdżowe ślimaki z cynamonem w towarzystwie lukru! Smacznego!

    Drożdżowe ślimaki cynamonowe

    Składniki na ciasto:

    – 220 ml mleka 2 % lub 3,2%

    –  75 g cukru

    –  30 g świeżych drożdży

    – 450 g mąki

    – 100 g masła

    – 2 duże jajka

    – szczypta soli

     

    Składniki na nadzienie:

    – 7 łyżek cukru

    – 2 łyżki cynamonu

    Lukier:

    – 5 łyżek cukru pudru

    – 1 łyżka wody

    Przygotowanie:

    Przygotowujemy rozczyn. W rondelku podgrzewamy lekko mleko. Powinno być letnie. (do 30-40 stopni, jeśli mamy termometr). Dodajemy cukier, rozkruszone drożdże oraz łyżeczkę mąki. Mieszamy i odstawiamy na około 15 minut w ciepłe miejsce aż mieszanka podrośnie. Ja dodatkowo nakrywam naczynie ściereczką.

    Masło roztapiamy w rondelku i studzimy. Jajka rozbijamy i rozkłócamy w osobnej miseczce. Do dużej miski przesiewamy mąkę, dodajemy szczyptę soli, jajka oraz roztopione masło. Na końcu dolewamy rozczyn z drożdży. Porządnie i dość długo (ok. 10 minut) wyrabiamy – ręcznie lub za pomocą robota z hakiem. Nakrywamy ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce aż do podwojenia objętości (około 30-40 minut).

    Po tym czasie ciasto wykładamy na stolnicę lub blat podsypany mąką. Ciasto może się kleić, wtedy podsypujemy je mąką w razie potrzeby. Ważne, żeby nie dodawać za dużo mąki – ciasto zrobi się twarde i nie będzie tak delikatne i puszyste. Rozwałkowujemy ciasto na prostokąt o wymiarach 40 x50 cm i grubości około 0,5 cm.

    Cynamon i cukier mieszamy razem w miseczce, a następnie wykładamy na rozwałkowane ciasto. Wyrównujemy delikatnie. Zaczynamy zwijać w ciasny rulon wzdłuż dłuższego boku. Tak zwinięty rulon zaczynamy kroić za pomocą ostrego noża na kawałki o grubości około 3,5 cm. Dociskamy końcówki ślimaków, żeby się nie rozklejały i przekładamy na blaszkę wyłożoną pergaminem. Podczas przekładania rulonów całkiem normalnym zjawiskiem będzie delikatne sypanie się cukru i cynamonu z wewnątrz – należy przełożyć je szybko. Układanie ślimaków na blaszce jest dowolne. Możemy ułożyć je ciasno obok siebie – wtedy zmieszczą się na jedną dużą blaszkę, ale podczas pieczenia się zrosną lub robić miedzy nimi odstępy  wówczas bułeczki nie złączą się i zachowają okrągły kształt, ale wyjdą dwie blaszki zamiast jednej.

    Odstawiamy do wyrośnięcia na około 20- 30 minut. Rozgrzewamy piekarnik do 180 stopni Celsjusza. Pieczemy około 17 minut, aż do przyrumienienia. Należy uważać, aby nie przesuszyć bułeczek. Wystudzić.

    Polać lukrem lub posypać cukrem pudrem. Dla mnie są na tyle słodkie, że zajadam bez dodatków.

  • Słodkości

    Dodaj do ulubionych

    Są rzeczy na chwilę. Są rzeczy na dłużej. I w końcu są też rzeczy na zawsze.

    Są ubrania, które zakładamy raz, a potem wiszą przez 10 lat w szafie. Nie wyrzucamy ich, bo przecież nieużywane i na pewno jeszcze je założymy… Są też takie, które nosimy wciąż i wciąż. Właściwie nie zdążą wyschnąć na suszarce, a zakładamy je znów na siebie i odkładamy z żalem dopiero, gdy całkowicie zmienią kolor lub przetrze się tkanina. Są książki, które, pomimo że, czytaliśmy je z wypiekami na twarzy, odkładamy na półkę i już nigdy do nich nie wracamy. Są też takie, do których regularnie, nawet co kilka lat, wracamy i znajdujemy w nich coś nowego dla siebie. Są mody na różne kuchnie i różne diety, którymi się fascynujemy, ale jest też ta jedna, która zawsze jest bliska naszemu sercu i podniebieniu. Zawsze mamy miejsce na sernik mamy i jeszcze ciepłe drożdżowe z kruszonką.

    Mamy swoje sentymentalne miejsca, zapachy, które przywołują wspomnienia, i utwory na dźwięk których się uśmiechamy, bo słuchaliśmy ich w aucie z pierwszą miłością. Mamy też swoje comfort food. Kojarzą się z dzieciństwem, budzą w nas pozytywne emocje, sprawiają, że czujemy się bezpiecznie i dobrze. Pierogi mamy, szarlotka, domowa pomidorowa. Kto z nas nie ma ulubionego dania z rodzinnego domu?

    Niektóre przepisy zapisujemy, a po ich przygotowaniu zostawiamy kartkę i nigdy do nich nie wracamy. Inne, zdobyte przez przypadek, zostają z nami na długo.

    Taka jest historia ciastek, o których teraz napiszę.

    Był weekend, a to u mnie oznacza blachę lub przynajmniej tortownicę domowego ciacha…ale nie czułam się najlepiej. Właściwie na dobre porzuciłam myśl o nagrzanej od piekarnika i pachnącej świeżym ciastem kuchni, kiedy mój syn, przeglądający w międzyczasie zawartość regału z książkami, przybiegł z bajecznie kolorowym zdjęciem i błyszczącymi oczyma, pytając czy możemy TO upiec.

    Przekonał mnie nie tyle wygląd co czas przygotowania i krótka lista potrzebnych składników. No dobra… błagalny wzrok syna też😊.

    Wyszły  świetne. Chrupiące i maślane. Po kilku dniach wcale nie zmiękły. To typ tych twardszych i kruchych. Kolorowe drażetki wewnątrz dopełniają całości. Muszę się przyznać, że po tym wypieku kupiłam szklany słoik na ciastka, żeby mogły w pełni prezentować swe walory. Puszka to jednak nie to samo😊.

    Ten przepis nie został na dnie szuflady… Robimy je regularnie. Dla nas i dla bliskich jako słodkie podarunki.

    W myśl zasady to co dobre podaj dalej, wrzucam przepis.

    Gwarantuję, że młodsi i nie tylko będą zachwyceni!

    Składniki:

    – 150 g  drobnego cukru

    – 150 g miękkiego masła

    – 300 g mąki pszennej

    – 1 średnie jajko

    – 2 łyżeczki cukru waniliowego lub wanilinowego (tak, tak, jest różnica)

    – pół łyżeczki sody oczyszczonej

    – około 60 g czekoladowych cukierków w kolorowej polewie (u mnie klasyczne M&M-sy)

    Przygotowanie:

    W misie miksera ucieramy miękkie masło z cukrem oraz cukrem waniliowym na jednolitą masę. Dodajemy jajko i ucieramy dalej aż do połączenia składników. Mąkę przesiewamy i mieszamy z sodą oczyszczoną. Stopniowo dodajemy do masy i miksujemy.

    Gotowe ciasto zawijamy w folię spożywczą i wkładamy na 30 minut do lodówki.

    Mniej więcej w tym samym czasie możemy włączyć piekarnik do nagrzania do 180 stopni. Blachę wykładamy papierem do pieczenia. Po wyjęciu ciasta z lodówki, formujemy z niego kulki, wykładamy na przygotowaną wcześniej blaszkę i lekko spłaszczamy. Do każdego takiego ciasteczka wciskamy – niezbyt głęboko –  3-4 kolorowe drażetki (etap pieczenia uwielbiany przez dzieci). Pieczemy przez 15 – 20 minut w zależności od piekarnika i wielkości ciasteczek. Po wyjęciu z piekarnika studzimy na kratce i czekamy na degustację😊.

    *książka z której pochodzi przepis „Pyszne na słodko”.

  • Słodkości

    Jesienny niezbędnik i pankejki z dyni

    Jesień ma spore grono wielbicieli. Nie mniejsze niż lato. Nawet ci ciepłolubni, jak ja, często ulegają urokowi jesieni. Mgliste poranki, babie lato, szeleszczące pod butami liście, dojrzewające w sadzie jabłka zachwycają! A jakie piękne popołudniowe pejzaże maluje złociste o tej porze roku słońce!

    U schyłku lata w sieci coraz częściej pojawiają się jesienne grafiki. Jedne piękniejsze od drugich. Niektóre aż proszą z ekranu, żeby je wydrukować i oprawić. Właściwie czemu nie wczuć się w klimat? Od kilku lat też dostosowuje wygląd swojego domu do pory roku. Subtelnie. Coś wnoszę, coś wynoszę. W okresie jesienno-zimowym na kanapie rozkładają się miękkie koce i nowe poszewki na poduszki, w pokoju pojawia się mała świetlna girlanda, a na stoliku świece.  Kuchnia się nie zmienia, ale w szklanych słojach i puszkach pojawiają się aromatyczne, rozgrzewające mieszanki herbat. Na koniec zostawiam nierozłączny jesienny duet: wygodny fotel i dobrą książkę! Tak, tak… latem zamiast fotela był hamak w ogrodzie😊.

    I tak przeszliśmy do jesiennego must have! Te z internetu obejmują: plecione mięsiste i ciepłe swetry, wełniane skarpety, koc, parasol, kalosze, stertę książek i kubek z parującą zawartością. Herbata, kakao czy grzane wino? Nie wiem…ale jeśli to wszystko już masz to brakuje tylko DYNI!

    Przyznam, że przez wiele lat nie miałam pomysłu co, oprócz udekorowania domu albo lampionu, mogłabym z nią zrobić…A jest tyle dyniowych pyszności! Od zupy, poprzez kopytka, na słynnym amerykańskim pumpkin pie kończąc. Swoją drogą kusi mnie i chyba niebawem spróbuje tego przysmaku.

    Ale dziś nie o nich. Dzisiaj gwiazdą jest moje ostatnie odkrycie i główny bohater drugich śniadań i podwieczorków: dyniowe pankejki. Gryczane, bez cukru i na mleku migdałowym. To dobra wiadomość dla osób z nietolerancjami laktozy, białek mleka czy glutenu.

    Są bardzo puszyste i delikatne. Za sprawą dyni mają piękny kolor. Robi się je błyskawicznie. Świetnie smakują z jogurtem kokosowym i konfiturą czy słodkim korzennym sosem wiśniowy. Mają jedną wadę – za szybko znikają z talerza!

    Ważne zanim pobiegniemy do kuchni! Do przepisu potrzebne jest puree z dyni, czyli po prostu dynia pokrojona w kostkę i ugotowana do miękkości, a następnie zblendowana lub wyduszona widelcem. W każdym markecie w sezonie jesiennym są też gotowe puree z dyni w słoiczkach. Warto!

    Pancakes z tego przepisu nie są słodkie, można użyć słodkich dodatków lub dodać cukier do ciasta.

    Moje dyniowe pancakes z mąki gryczanej bez cukru

    Składniki

    – 200 ml mleka roślinnego migdałowego

    – 2 średnie jajka (oddzielamy białko od żółtek)

    – 100 g mąki gryczanej

    – 1 łyżeczka proszku do pieczenia

    – 100 g albo 2 spore łyżki puree z dyni

    – 1 płaska łyżeczka mielonego cynamonu

    – szczypta soli

    – odrobina oleju lub oliwy do smażenia

    Dodatki:

    – wegański jogurt kokosowy

    – konfitura lub sos owocowy

    Z przepisu wychodzi około 16 pankejków.

    Przygotowanie:

    Jajka rozbijamy do dwóch oddzielnych misek. Białka ubijamy osobno z odrobiną soli na sztywną pianę. Odstawiamy. Żółtka delikatnie roztrzepujemy widelcem. Dodajemy mleko oraz suche składniki: mąkę, proszek do pieczenia oraz cynamon – najlepiej wcześniej wymieszane razem. Łączymy wszystko w całość, a następnie dodajmy puree z dyni.

    Na samym końcu szpatułką delikatnie łączymy masę z ubitą pianą.

    Smażymy na dobrze rozgrzanej patelni z odrobiną oleju lub oliwy. Wtedy placki nie wchłoną tyle tłuszczu. Na jednego pankejka daję około półtora dużej łyżki ciasta. Wyłożone na patelnię ciasto będzie bardzo puszyste, napowietrzone i delikatne – w masie zauważymy pęcherzyki powietrza – dlatego ważne jest, aby obracać je na drugą stronę bardzo delikatnie.

    Smażymy aż będą przyrumienione – około półtora minuty po jednej stronie.

    Możemy jeść z dowolnie skomponowanymi dodatkami. Polecam!

    Wiedzieliście, że dynia po kaszubsku to bania?

  • Słodkości

    Wrześniowe gofry na pożegnanie lata

    Na przekór coraz bardziej pomarańczowym dyniom i czerwieniącym się na drzewach jarzębinom. Pomimo pierwszego szkolnego dzwonka, który już wybrzmiał. W towarzystwie gruszek, śliwek i pysznych polskich jabłek w koszu. Na styku lata i jesieni… przyszły mi do głowy gofry!

    Komu gofry kojarzą się z wakacjami nad polskim morzem? Z budką na deptaku? Z bitą śmietaną, polewą i milionem dodatków do wyboru? Mnie na pewno. Mój smak dzieciństwa to gofry z bitą śmietaną, cukrem pudrem i borówką amerykańską jedzone rokrocznie latem nad polskim morzem. Pamiętam dokładnie ich smak w tej odsłonie!

    Co prawda mamy już wrzesień, ale za to jaki piękny! To właśnie słońce zaglądające codziennie wścibsko w moje okna i widok ostatnich malin, borówek i jeżyn na straganie skłonił mnie do skorzystania z mojego starego przepisu na gofry. Gofry nie byle jakie, bo puszyste i chrupiące prawie jak nad morzem. „Prawie”, bo wyidealizowanym wspomnieniom trudno dorównać😊. Obiecałam pewnemu małemu przedszkolakowi taką właśnie słodką popołudniową niespodziankę.

    Chrupiące, słodkie i z cukrem pudrem… po prostu gofry!

    Składniki:

    – 2 średnie jajka (jeśli jajka są małe można pokusić się o 3 sztuki)

    – 2 łyżki cukru pudru (przesianego na sitku)

    – ok. 1,5 szklanki mleka 2% (z powodzeniem można zastąpić je mlekiem bez laktozy)

    – ok. 1,5 szklanki mąki pszennej (np. tortowej)

    – 2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia

    – szczypta soli

    – 5 łyżek oleju

    Z przydatnych, a nawet niezbędnych przyborów należy tutaj zaznaczyć gofrownicę😊. Na rynku są tańsze i droższe. Z przeróżnymi kształtami wkładek do gofrów od klasycznych kwadratów do serduszek. Mają też różną moc. W zależności od tego jaką gofrownicę posiadamy, musimy dopasować długość wypieku ciasta.

    Przyda się też pędzelek do smarowania gofrownicy olejem i nabierka do nalewania ciasta.

     

    Przygotowanie:

    Oddzielamy białko od żółtek. Białka wbijam do metalowej lub szklanej miski i ubijam na sztywną pianę. Pod koniec ubijania dodajemy cukier puder. Jeśli ma grudki, przesiewam go przez sitko.

    Mąkę przesiewam razem z proszkiem do pieczenia, w ten sposób delikatnie ją napowietrzając. W osobnej misce mikserem ubijam żółtka z mlekiem, przesianą mąką i proszkiem do pieczenia oraz szczyptą soli. Do żółtek stopniowo, na przemian dodaję mąkę i mleko. W ten sposób mogę ocenić kiedy ciasto jest wystarczająco gęste. A właśnie dość gęste powinno być. Na koniec wlewam do ciasta 5 łyżek oleju.

    Tutaj dobra wiadomość dla wszystkich, który chcą zrobić ciasto wcześniej, a zaserwować je później. Ciasto na gofry, zanim jeszcze dodamy pianę z ubitych białek, możemy przechowywać spokojnie kilka godzin w lodówce. Po wystawieniu z lodówki ostrożnie dodajemy do ciasta pianę, i nalewamy odpowiednią ilość ciasta na rozgrzaną i posmarowaną odrobiną oleju gofrownicę. Uwaga: ciasto, gdy jest nalane w nadmiarze lubi wyciekać poza urządzenie. Dobrze jest nalać mniej, po czym dopełnić ciastem brzegi nagrzanych foremek. Smażymy aż gofry będą złote, rumiane i chrupiące. W zależności od mocy urządzenia, jedne będą piekły się szybciej, drugie wolniej. Nie mogą być gumiaste i miękkie, tylko sztywne i dobrze wypieczone (nawet lekko zbrązowione). Najlepiej studzić na kratce, wtedy nie zmiękną!

     

     

    Zaletą gofrów jest to, że możemy ułożyć na nich prawie wszystko, ale smaczne są nawet bez jakichkolwiek dodatków. Ja lubię mieszankę borówek, malin, truskawek, bananów i…cukier puder oczywiście. Możemy ubić do nich bitą śmietanę, rozpuścić czekoladę jako polewę, posmarować masą krówkową, dżemem,  udekorować posypką – wszystko w zależności od preferencji i wyobraźni!

    W takim deserze mogą pomóc dzieci i zjeść coś co prawie same robiły. U mnie najważniejszym punktem pracy z moim synem jest ubijanie piany, w trakcie którego testujemy czy jest wystarczająco ubita, umieszczając miskę z pianą do góry dnem kolejno nad naszymi głowami. Nie zdradzę czy kiedyś komuś spadła i udekorowała fryzurę😊.

    Pogoda może już nie na koc, ale na pewno na letniego kolorowego gofra!

     

     

     

     

     

     

     

     

  • Słodkości

    Maślana z kruszonką i niespieszna mała czarna

    Radosny rodzinny rytuał – tak ktoś ostatnio pięknie ujął wspólne codzienne przygotowywanie posiłków. Pomyślałam wtedy: jakie to moje! Jaka to radość, kiedy czujesz zapach świeżo upieczonych domowych bułeczek czy rogalików, a potem widzisz jak znikają w okamgnieniu i pozostają po nich tylko okruszki na talerzu … a często też poza nim😊. Jaka to satysfakcja, kiedy pieczesz tort lub kremowe słodkie ciacho ze zdecydowanie za dużą ilością kalorii i cukru , i większość gości, pomimo tego, że „nie powinienem tyle”, prosi o dokładkę.

    Stół i kuchnia scala rodzinę. Wspólnie siedzimy, zajadamy, rozmawiamy albo po prostu jesteśmy ze sobą bez zbędnych słów. A jeszcze fajniej, gdy razem przygotowujemy, sprzątamy i krzątamy się, przy okazji rozmawiając. Taka mała magia codziennych prostych rzeczy. U mnie działa.

    Niektórzy psychologowie twierdzą, że w takie wspólne gotowanie czy zmywanie warto zaangażować dorastających chłopców, którzy są bardziej skryci niż dziewczynki, i mimowolnie przy wycieraniu półmiska czasem napomkną coś o swoich sprawach.

    Kiedy myślę o wspólnym niespiesznym weekendowym poranku czuję zapach świeżo zaparzonej dobrej kawy i… słodkiej chałki! Jeszcze lekko ciepłej, z kruszonką i maślanym wnętrzem. Choć wersja może być dowolna: z makiem, sezamem, kruszonką lub bez dodatków.

    Kiedyś chałki były w każdej piekarni i sklepie spożywczym. Często jadłam je w dzieciństwie, potem na długo o nich zapomniałam, po to by odkryć ją na nowo całkiem niedawno. I zakochać się ponownie! Domownicy podzielają mój entuzjazm😊.

    Z masłem, konfiturą czy miodem? Komu chałkę?

     

    Moja słodka chałka z kruszonką

    – 300 g mąki pszennej tortowej

    – 60 g masła

    – 75 ml mleka 2% lub 3,2%

    – 2 jajka (1 całe jajko plus żółtko do ciasta oraz białko do posmarowania wierzchu)

    – 30 g cukru (w tym 1 łyżeczka, ok. 8 g na rozczyn)

    – 1,5 łyżeczki cukru waniliowego

    – 20-25 g świeżych drożdży

    – szczypta soli

    Kruszonka

    – 20 g mąki

    – 10 g cukru

    – 15 g masła

    Przygotowanie

    Przygotowujemy kruszonkę. W miseczce łączymy ze sobą mąkę, masło i cukier i rozcieramy palcami aż powstaną grudki. Schładzamy w lodówce.

    Wszystkie składniki powinny być w temperaturze pokojowej. Przygotowujemy rozczyn z drożdży. Lekko podgrzewamy mleko -do temperatury około 25-30 stopni Celsjusza. Drożdże kruszymy i rozcieramy z 1 łyżeczką cukru na gładką masę. Następnie łączymy z połową letniego mleka i dodajemy 1 łyżkę przesianej mąki. Zostawiamy do wyrośnięcia na 30 minut w ciepłym miejscu.

    Następnie przechodzimy do zarabiania ciasta. Rozpuszczamy masło. Mąkę koniecznie przesiewamy, dodajemy cukier, rozkłócone jajko z żółtkiem, ogrzane mleko oraz rozczyn i wyrabiamy ciasto. Pod koniec wyrabiania dolewamy stopniowo roztopione, przestudzone masło. Ciasto należy wyrabiać dość długo i energicznie. Im dłużej tym lepiej. Można korzystać z robotów wyposażonych w hak lub innych maszyn z funkcją wyrabiania ciasta. Ja robiłam to ręcznie. Dobrze wyrobione ciasto jest gładkie, lśniące i odstaje od naczynia. Następnie nakrywamy naczynie z ciastem ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce na około 30 minut. Powinno podwoić swoją objętość. Jeśli wydaje mi się, że w kuchni jest dość chłodno, ustawiam piekarnik na temp. 25-30 i wewnątrz umieszczam miskę z ciastem drożdżowym.

    W tym czasie wykładamy blachę papierem do pieczenia.

    Ciasto dzielimy na 3 części i formujemy z nich wałeczki. Każdy powinien być długości około 20 cm. Zaplatamy w warkocz. Przekładamy delikatnie na blachę wyłożoną papierem do pieczenia i zostawiamy na 15-20 minut do wyrośnięcia. Po tym czasie smarujemy wierzch rozmąconym białkiem i posypujemy przygotowaną wcześniej kruszonką. Możemy lekko dociskać kruszonkę do boków ciasta.

    Pieczemy w temperaturze 180 stopni Celsjusza przez około 20-25 minut, do momentu aż chałka będzie złotobrązowa. Studzimy. Jemy z czym lubimy😊.

    Na moich zdjęciach chałka z masłem, domowym dżemem wiśniowym i konfiturą morelową. Smakuje obłędnie.

    Kilka dopowiedzeń poza przepisem. Chałki mogą składać się z trzech, czterech lub sześciu splotów. Zawdzięczamy je kulturze żydowskiej, dzięki której chałka dotarła też do Europy, w tym Polski. Dla Żydów jest pieczywem rytualnym, przygotowywanym raczej na słono niż słodko. W każdym miejscu na świecie chałka wypiekana jest w inny sposób i z innymi dodatkami. W Polsce natomiast w zależności od regionu chałkę nazywamy plecionką lub kukiełką.

Śledź nas
Instagram