• Lato,  Natura,  Słodkości

    Lawendowe pole… do popisu!

    Jeszcze do niedawna utożsamiałam ją tylko z piękną rośliną ozdobną. Wiedziałam, że można zasadzić ją w ogrodzie, zrobić sobie piękną plenerową sesję zdjęciową z nią w tle, ususzyć i włożyć do garderoby… A tak! I jeszcze przepięknie pachnie otrzymywany z niej olejek eteryczny! Tylko tyle albo aż tyle. Lawenda, bo to ona jest bohaterką wpisu, może być jednak wykorzystywana również w inny sposób, o czym doskonale wiedzą zawodowi kucharze i pasjonaci kuchni. Charakterystyczny smak lawendy doskonale sprawdza się ponoć w daniach mięsnych i warzywnych. Jest ona zresztą składnikiem oryginalnej mieszanki ziół prowansalskich. Lawenda stała się też hitem jako składnik w produkcji deserów i słodkich wypieków. Jej piękny aromat wykorzystywany w przemyśle drogeryjnym, nadaje niepowtarzalny, charakterystyczny zapach wypiekom z jej dodatkiem. Kto nie słyszał o lodach lawendowych?! Ja z kolei od pierwszego kęsa jestem fanką kruchych ciasteczek lawendowych. Dlatego, jak tylko zdobyłam kwiaty lawendy jadalnej, uruchomiłam domową linię produkcyjną ciasteczek, bo chyba ktoś je nam niepostrzeżenie podkrada z puszki😊.

    Ciasteczka są bardzo, bardzo kruche i maślane o niepowtarzalnym aromacie lawendy. Są naprawdę wyśmienite i szczerze polecam je absolutnie każdemu! Spróbujcie.

    Przed pierwszymi próbami pieczenia z użyciem lawendy, miałam duże obawy, związane ze smakiem. Co, jeśli będzie „mydlany”, nieprzyjemny, zbyt intensywny lub gorzki? Moje obawy były zupełnie nieuzasadnione. Ciastka mają delikatny aromat i posmak lawendowy – wystarczy trzymać się zasady 2 niepełne łyżki świeżych kwiatów lub 1 niepełna suszonych. Możemy też zrezygnować z ozdabiana każdego ciasteczka kawałkiem kwiatka, gdyż dodatkowy, duży kawałek zioła zintensyfikuje aromat i może nadać bardziej pikantny lub gorzkawy posmak.

    Cudowne i pyszne ciastka o zapachu Prowansji!

    Na razie ciasteczka, ale kto wie… może niebawem syrop albo lody lawendowe? Pole do popisu jest duże😊.

    Kruche ciasteczka lawendowe

    Składniki:

    – 200 g masła

    – 1 żółtko

    – 55 g cukru pudru

    – 200 g mąki pszennej

    – 40 g mąki ziemniaczanej

    – szczypta soli

    – 2 niepełne łyżki świeżych kwiatów lawendy lub 1 niepełna łyżka kwiatów suszonych

    – odrobina otartej skórki cytryny

    – kwiatki lawendy do dekoracji

    Wykonanie:

    Składniki powinny być w temperaturze pokojowej, a masło bardzo miękkie.

    Kolejno wrzucamy wszystko do malaksera i wyrabiamy aż do uzyskania gładkiego jednolitego ciasta lub wyrabiamy ręcznie. Będzie to trudniejsze, bo ciepłe składniki bardzo kleją się do dłoni.

    Wyjmujemy i formujemy z niego długi wałek mniej więcej o szerokości 3-4 cm (od jego szerokości zależy wielkość ciastek. Owijamy w folię aluminiową i wstawiamy na min. 2 godz. do lodówki. Ciasto może stać w lodówce dłużej, np. do wieczora lub kolejnego dnia. (W trakcie chłodzenia można wyjąć je i poprawić nieco kształt wałka. Zimniejsze ciasto będzie bardziej podatne na formowania niż ciepłe, klejące.)

    Schłodzone ciasto wyciągamy z lodówki i kroimy na około 8 mm – 1 cm kawałki. Krążki surowego ciasta nie będą idealne, ale po upieczeniu to się zmieni.

    Układamy w sporych odstępach na blaszce i pieczemy w 170°C przez 12-15 minut. Zależy to od wielkości i grubości krążków ciasta. Zasada jest taka, że ciasteczka powinny być przyrumienione i mieć żółto-złocisty kolor. Nie powinny być blade.

    Przed włożeniem do piekarnika w każdy krążek ciasta możemy delikatnie wcisnąć kwiatek lawendy do dekoracji.

    Wyjmujemy delikatnie – są bardzo kruche. Studzimy na kratce.

    Smacznego!

  • Słodkości

    Dodaj do ulubionych

    Są rzeczy na chwilę. Są rzeczy na dłużej. I w końcu są też rzeczy na zawsze.

    Są ubrania, które zakładamy raz, a potem wiszą przez 10 lat w szafie. Nie wyrzucamy ich, bo przecież nieużywane i na pewno jeszcze je założymy… Są też takie, które nosimy wciąż i wciąż. Właściwie nie zdążą wyschnąć na suszarce, a zakładamy je znów na siebie i odkładamy z żalem dopiero, gdy całkowicie zmienią kolor lub przetrze się tkanina. Są książki, które, pomimo że, czytaliśmy je z wypiekami na twarzy, odkładamy na półkę i już nigdy do nich nie wracamy. Są też takie, do których regularnie, nawet co kilka lat, wracamy i znajdujemy w nich coś nowego dla siebie. Są mody na różne kuchnie i różne diety, którymi się fascynujemy, ale jest też ta jedna, która zawsze jest bliska naszemu sercu i podniebieniu. Zawsze mamy miejsce na sernik mamy i jeszcze ciepłe drożdżowe z kruszonką.

    Mamy swoje sentymentalne miejsca, zapachy, które przywołują wspomnienia, i utwory na dźwięk których się uśmiechamy, bo słuchaliśmy ich w aucie z pierwszą miłością. Mamy też swoje comfort food. Kojarzą się z dzieciństwem, budzą w nas pozytywne emocje, sprawiają, że czujemy się bezpiecznie i dobrze. Pierogi mamy, szarlotka, domowa pomidorowa. Kto z nas nie ma ulubionego dania z rodzinnego domu?

    Niektóre przepisy zapisujemy, a po ich przygotowaniu zostawiamy kartkę i nigdy do nich nie wracamy. Inne, zdobyte przez przypadek, zostają z nami na długo.

    Taka jest historia ciastek, o których teraz napiszę.

    Był weekend, a to u mnie oznacza blachę lub przynajmniej tortownicę domowego ciacha…ale nie czułam się najlepiej. Właściwie na dobre porzuciłam myśl o nagrzanej od piekarnika i pachnącej świeżym ciastem kuchni, kiedy mój syn, przeglądający w międzyczasie zawartość regału z książkami, przybiegł z bajecznie kolorowym zdjęciem i błyszczącymi oczyma, pytając czy możemy TO upiec.

    Przekonał mnie nie tyle wygląd co czas przygotowania i krótka lista potrzebnych składników. No dobra… błagalny wzrok syna też😊.

    Wyszły  świetne. Chrupiące i maślane. Po kilku dniach wcale nie zmiękły. To typ tych twardszych i kruchych. Kolorowe drażetki wewnątrz dopełniają całości. Muszę się przyznać, że po tym wypieku kupiłam szklany słoik na ciastka, żeby mogły w pełni prezentować swe walory. Puszka to jednak nie to samo😊.

    Ten przepis nie został na dnie szuflady… Robimy je regularnie. Dla nas i dla bliskich jako słodkie podarunki.

    W myśl zasady to co dobre podaj dalej, wrzucam przepis.

    Gwarantuję, że młodsi i nie tylko będą zachwyceni!

    Składniki:

    – 150 g  drobnego cukru

    – 150 g miękkiego masła

    – 300 g mąki pszennej

    – 1 średnie jajko

    – 2 łyżeczki cukru waniliowego lub wanilinowego (tak, tak, jest różnica)

    – pół łyżeczki sody oczyszczonej

    – około 60 g czekoladowych cukierków w kolorowej polewie (u mnie klasyczne M&M-sy)

    Przygotowanie:

    W misie miksera ucieramy miękkie masło z cukrem oraz cukrem waniliowym na jednolitą masę. Dodajemy jajko i ucieramy dalej aż do połączenia składników. Mąkę przesiewamy i mieszamy z sodą oczyszczoną. Stopniowo dodajemy do masy i miksujemy.

    Gotowe ciasto zawijamy w folię spożywczą i wkładamy na 30 minut do lodówki.

    Mniej więcej w tym samym czasie możemy włączyć piekarnik do nagrzania do 180 stopni. Blachę wykładamy papierem do pieczenia. Po wyjęciu ciasta z lodówki, formujemy z niego kulki, wykładamy na przygotowaną wcześniej blaszkę i lekko spłaszczamy. Do każdego takiego ciasteczka wciskamy – niezbyt głęboko –  3-4 kolorowe drażetki (etap pieczenia uwielbiany przez dzieci). Pieczemy przez 15 – 20 minut w zależności od piekarnika i wielkości ciasteczek. Po wyjęciu z piekarnika studzimy na kratce i czekamy na degustację😊.

    *książka z której pochodzi przepis „Pyszne na słodko”.

Śledź nas
Instagram