-
Desery klasyczne, czyli po prostu Eton Mess
Pyszny i lekki, zaledwie kilkuskładnikowy, sezonowy deser. Idealna propozycja dla wielbicieli truskawek i alternatywa dla tych, którym nie po drodze z deserami lodowymi. Smakołyk dla dorosłych i dzieci.
Świeże truskawki, bezy i bita śmietana – idealne letnie trio. Szybkie i bardzo proste, a jednocześnie wykwintne i widowiskowe, bo… to trochę tak, jakby bezę Pavlovej z truskawkami poporcjować, wymieszać i przełożyć do pucharków. 😊 Moja propozycja tego deseru wzbogacona jest odrobiną sosu truskawkowego ze świeżo zmiksowanych owoców.
Jest jeszcze jedna zaleta – proporcje użytych składników zależą tylko i wyłącznie od nas – jeśli lubimy więcej owoców, a mniej śmietanki, po prostu je modyfikujemy, zgodnie z upodobaniami. Nie ryzykujemy tutaj zakalcem ani inną kulinarną katastrofą.
Na specjalne okazje i bez okazji – jedzmy póki sezon na truskawki trwa!
Klasyczny Eton Mess z sosem truskawkowym
(składniki na 2 porcje)
Składniki:
– 250 g świeżych truskawek
– 200 ml śmietanki kremówki 30%
– 30-40 g gotowych bez (dostępne na wagę w piekarniach czy sklepach spożywczych)
– ok. 3 łyżeczek cukru pudru
Przygotowanie:
Truskawki umyć, osuszyć i odszypułkować. Pokroić na kawałki. Mniejszą połowę odłożyć i zmiksować z 1 łyżeczką cukru pudru.
Bezy pokroić lub pokruszyć na nieco mniejsze kawałki.
Schłodzoną śmietankę ubić w misie miksera z 2 łyżeczkami cukru pudru, a następnie wymieszać z bezami.
W pucharkach lub szklankach ułożyć kolejno warstwy: mus truskawkowy, truskawki, śmietanka, mus, truskawki, śmietanka i na wierzchu truskawki.
Jemy zaraz po przygotowaniu (bezy w połączeniu z bitą śmietaną powoli rozpuszczają się i stają się niewyczuwalne).
Smacznego!
-
Ziarnko do ziarnka, pestka do pestki, czyli słodka granola w roli głównej
Mieszanka płatków zbożowych, orzechów, pestek i suszonych owoców w słodkiej chrupiącej oprawie. Ową oprawę i chrupkość zapewnia glazura, uzyskana przez dodanie słodzika (miodu, cukru czy syropu klonowego), i proces zapiekania. Właśnie to odróżnia granolę od jej krewnych muesli. Połamana na kawałki i zapieczona mieszanka zbożowo-bakaliowa jest idealnym deserem lub dodatkiem do posiłku. Początek nazwy „grano”, z języka włoskiego „ziarno”, mówi nam o głównym składniku, znanej już od ponad stu lat.
Idealna na pierwsze czy drugie śniadanie. Najczęściej granola pojawia się w towarzystwie jogurtu lub mleka z dodatkiem świeżych owoców. Świetnie sprawdza się jako składnik albo dodatek do słodkich deserów, choć powiem w sekrecie, że świetnie smakuje też solo, prosto z miseczki.
Czy jest zdrowa? Jeśli mówimy o tej domowej, bez dodatku spulchniaczy i konserwantów oraz nadprogramowej ilości cukru i soli, zdecydowanie tak! Warto wzbogacać właśnie o nią nasze codzienne menu.
Jej składniki m.in. płatki owsiane i suszone owoce to skarbnica błonnika pokarmowego, który działa przeciwzapalnie, poprawia pracę jelit oraz daje długie uczucie sytości. Granola, w zależności od użytych składników, dostarcza naszemu organizmowi mnóstwo witamin, zwłaszcza z grupy B, wapnia, magnezu, fosforu i minerałów. W orzechach i nasionach, podobnie jak w rybach, zawarte są kwasy tłuszczowe omega-3, czyli pogromcy stanów zapalnych w organizmie. Dostarczając ich organizmowi, zapewniamy sobie lepszą ochronę przed infekcjami.
Ze względu na swój skład, czyli zawartość orzechów, suszonych owoców i ziaren, zaleca się spożywać ją w pierwszej połowie dnia, żeby organizm miał szansę spalić dostarczone kalorie. Obowiązuje tu więc złota zasada „zajadaj, ale się nie objadaj”.
Podaję przepis na przepyszną i zdrową domową granolę, która konsekwentnie podjadana przez domowników, nie wytrzymuje w słoiku dłużej niż dwa dni. 😊Przygotowuje się ją bardzo łatwo i błyskawicznie!
Koniecznie spróbujcie!
Granola z suszonymi śliwkami, słonecznikiem i migdałami
Składniki:
– 35 g płatków kukurydzianych
– 90 g płatków owsianych
– 90 g łuskanego słonecznika
– 20 g płatków migdałowych
– 55 g suszonych śliwek
– 60 g rodzynek
– 20 g cukru trzcinowego
– 30 g miodu
– 25 g oleju słonecznikowego
Przygotowanie:
Rozgrzewamy piekarnik do około 175°C. Wykładamy pergaminem dużą blaszkę.
Płatki migdałowe oraz suszone śliwki siekamy na nieco drobniejsze kawałki.
Do dużej miski wsypujemy suche składniki z wyjątkiem śliwek i rodzynek, tj. płatki kukurydziane, płatki owsiane, nasiona słonecznika, płatki migdałowe oraz cukier trzcinowy.
W osobnej misce łączymy olej z płynnym miodem. Nie muszą połączyć się idealnie.
Mokrą mieszankę miodu i oleju łączymy z suchymi składnikami i bardzo dokładnie mieszamy. Całość przekładamy na blaszkę i dokładnie wyrównujemy. Wstawiamy do piekarnika na około 12-14 minut. Po tym czasie do mieszanki dodajemy suszone owoce (śliwki oraz rodzynki) i zmniejszamy temperaturę piekarnika do 150°C. W takiej temperaturze pieczemy mieszankę jeszcze przez około 10 minut do złocistości. Uważajmy, aby jej nie przypalić. W trakcie należy choć raz przemieszać całość.
Po podanym czasie wykładamy blaszkę. Po wystudzeniu mieszanki, łamiemy ją na mniejsze kawałki i przekładamy do szklanego słoika, puszki lub innego szczelnego pojemnika.
Świetnie smakuje z jogurtem i dodatkiem świeżych owoców sezonowych, z mlekiem, a nawet solo.😊
Smacznego!
-
Wiosna w szklance
Więcej słońca, ciepła i optymizmu. Większa ochota na wyjścia, spacery i sport. U mnie początek wiosny to większy apetyt na wszelkie koktajle i smoothie. Można zachwycić się polskimi truskawkami na straganie lub wrócić z koszyczkiem malin czy borówek. Na te wiosenne przysmaki czekamy przecież całą zimę! Owoce, których nie zjemy od razu, możemy wykorzystać jako składniki drugiego śniadania, deseru, podwieczorku. Dzieliłam się już przepisem na pyszne i zdrowe zielone smoothie z jarmużu. Możecie do niego wrócić lub wypróbować, jeśli jeszcze tego nie zrobiliście. Dzisiaj podrzucam przepis na koktajl z owoców leśnych z pomarańczą. Jest bardzo gęsty i pożywny, a jednocześnie orzeźwiający i kwaskowy.
Koktajl z owoców leśnych z pomarańczą
Składniki:
– 135 g owoców leśnych (świeże lub jak u mnie mrożone)
– 1 dojrzała pomarańcza (wyfiletowane cząstki, pozbawione białej skórki)
– 160 g jogurtu naturalnego
– 2 łyżki płatków owsianych
– 25 g cukru (choć to kwestia gustu- można do podanej ilości dodać lub odjąć cukru)
Przygotowanie:
Jeśli korzystamy z gotowej mrożonej mieszanki owoców leśnych, najlepiej wcześniej rozmrozić owoce. Wszystkie składniki umieszczamy w kielichu blendera i miksujemy aż do całkowitego rozdrobnienia składników i uzyskania jednolitej konsystencji.
-
Jej wysokość beza
Elegancka i wykwintna, delikatna i lekka, słodka i przepyszna. Beza Pavlova. Co powinniśmy wiedzieć o tym deserze? Przede wszystkim, to, że powstał specjalnie na cześć primabaleriny Anny Pawłowej. Stąd jego nazwa. Składa się z torcika bezowego, bitej śmietany i świeżych owoców. Smakuje i wygląda obłędnie, ale co najważniejsze jest bardzo prosty w wykonaniu!
Trudno jednoznacznie określić do jakiej pory roku deser ten pasuje najbardziej. Ma lekką delikatną strukturę, więc będzie czuł się dobrze podczas letnich podwieczorków w ogrodzie. Świetnie wpasowuje się jednak w klimat jesienno-zimowych niedzielnych kaw z rodziną i znajomymi. Świeże owoce sezonowe, jak truskawki, wiśnie czy maliny, możemy zastąpić wtedy frużeliną owocową albo konfiturą! Najlepsza jest ta z kwaskowych i wyrazistych owoców, przełamujących słodycz bezy, np. wiśniowa czy z czarnej porzeczki. Szczerze mówiąc dużo bardziej odpowiada mi ta wersja.
Beza jest świetnym dopełnieniem carbonary, crème brûlée czy pączków! 😊 Z każdego z powyższych dań zostaną nam białka, które możemy właśnie do niej wykorzystać.
Na koniec mój szybki bezowy poradnik, który sama spisywałam ołówkiem nad przepisem, gdy stawiałam pierwsze kroki w pieczeniu bezy. Czasem szczegóły okazują się bardzo znaczące dla efektu końcowego😊. Reasumując, nie każdy musi być Nigellą, ale absolutnie każdy może zrobić świetną bezę!
- Miska, w której ubijamy białka nie może być tłusta, wtedy białka nie ubiją się na sztywną pianę (najlepiej przetrzeć ją przed użyciem sokiem z cytryny i wytrzeć do sucha); Osobiście do ubijania białek zawsze używam misek metalowych.
- Białka muszą być idealnie oddzielone od żółtek, jeśli w oddzielonych białkach znajdzie się choć odrobina żółtka, beza się nie uda.
- Na początku ubijania dodaję do białek szczyptę soli.
- Cukier dosypujemy stopniowo, łyżka po łyżce, żeby zdążył się nieco rozpuścić i ustabilizować pianę (mój ulubiony rodzaj cukru do bezy to ten drobny). Tutaj sprawdza się zasada „wolniej znaczy szybciej”😊.
- Ubijanie białek rozpoczynamy na wolnych obrotach miksera, dopiero po chwili możemy je zwiększyć.
- Temperatura białek nie ma aż tak znaczącego wpływu na wypiek; dobrze, gdyby były w temp. pokojowej, choć ja zawsze ubijam białka mocno schłodzone i beza wychodzi.
Śmietanowy torcik bezowy z owocami leśnymi
Składniki:
Beza
– 6 średnich białek (ze średnich jajek)
– szczypta soli
– 350 g drobnego cukru do wypieków
– 1 płaska łyżeczka skrobi ziemniaczanej
– 1 łyżeczka soku z cytryny
Masa
– 250 ml śmietanki kremówki 30% lub 36%
– 1 łyżka cukru pudru
*Śmietankę możemy też ubić bez dodatku cukru pudru. Beza jest bardzo słodka. Preferuję jednak osłodzić nieco masę, gdyż kwasowości deserowi doda frużelina.
Frużelina z owoców leśnych:
– 250 g mieszanki owoców leśnych mrożonych
– 2 stołowe łyżki cukru (można zmniejszać lub zwiększać ilość w zależności od upodobań)
– 1 łyżeczka żelatyny w proszku + 2 łyżki wody
– 1 łyżka soku z cytryny
– 1 łyżeczka mąki ziemniaczanej + 2 łyżki wody
Przygotowanie:
Dzień wcześniej przygotowujemy bezę. Będzie suszyła się przez noc, by następnego dnia nałożyć na nią śmietanę i frużelinę.
Piekarnik rozgrzewamy do 180°C.
Blaszkę wykładamy pergaminem lub matą do pieczenia. Rysujemy okrąg o średnicy około 22 cm (możemy pominąć ten krok i bezę rozłożyć „na oko”).
Do odtłuszczonej metalowej lub szklanej misy przekładamy białka i rozpoczynamy ubijanie na małych obrotach miksera. Po kilku sekundach dodajemy szczyptę soli i stopniowo zwiększamy obroty. Gdy białka zaczną zamieniać się w ładną pianę, rozpoczynamy stopniowe dodawanie drobnego cukru – łyżka po łyżce. Ubijamy aż do uzyskania sztywnej błyszczącej piany, uważając, by nie przebić jajek. Dodajemy sok z cytryny, nie przerywając ubijania. Na koniec, do ubitej masy dosypujemy skrobię ziemniaczaną i delikatnie mieszamy całość szpatułą.
Masę bezową wykładamy na przygotowaną wcześniej blaszkę i pieczemy w 180°C przez 5 minut. Po upływie tego czasu, zmniejszamy temperaturę do 140°C i w takiej temperaturze zostawiamy bezę na 1,5 h. Następnie wyłączamy piekarnik i pozwalamy bezie wysuszyć się w nim z uchylonymi drzwiczkami przez całą noc. Beza powinna być przyrumieniona i zapewne popękana, ale w środku będzie miękka, piankowa i rozpływająca się w ustach. Od kiedy zaczęłam piec bezę sposób pieczenia i suszenia praktykuję za Dorotą Świątkowską i jej bezą szwarcwaldzką. Niezmiennie się sprawdza😊.
Dzień wcześniej możemy też przygotować owoce w żelu, ale nie jest to konieczne. Równie dobrze możemy zrobić to „na świeżo”, pamiętając jednak o przestudzeniu frużeliny przed wyłożeniem jej na ubitą śmietanę.
W rondelku umieszczamy zamrożone owoce leśne i zasypujemy cukrem (polecam indywidualnie oszacować ilość dodawanego cukru; są różne stopnie odporności na kwasowość i słodycz😊).
W międzyczasie, w osobnej szklance lub miseczce, żelatynę namaczamy w 2 łyżkach stołowych wody, żeby napęczniała.
Podgrzewamy całość, mieszając jednocześnie, aż do rozpuszczenia się cukru i uzyskania płynnej jednolitej konsystencji. (* w tym momencie możemy zmiksować owoce, dla uzyskania gładkiej konsystencji. Ja, akurat pominęłam ten krok.) Nadal mieszając, dodajemy sok z cytryny i mąkę ziemniaczaną rozmieszaną w 2 łyżkach letniej wody. Całość należy zagotować i zestawić z palnika. Do rondelka z gorącą masą owocową, dodajemy przygotowaną wcześniej żelatynę i całość dokładnie mieszamy. Gdy żelatyna się rozpuści, pozostawiamy do wystudzenia.
Kolejnego dnia mocno schłodzoną śmietankę ubijamy na wysokich obrotach miksera z dodatkiem cukru pudru.
Krótko przed podaniem tortu, śmietankę wykładamy na bezowy blat, a następnie przykrywamy przygotowanymi przez nas owocami w żelu.
Wszystkiego słodkiego! 😊
-
Kremowe ciasto z murzynkami i rozważania o języku w tle
Gdy jestem w marketach budowlanych, lubię odwiedzać działy z farbami. Nie dla samych kolorów i doznań wizualnych, ale dla fantazyjnego nazewnictwa przypisanemu każdemu odcieniu farby. Trzeba przyznać, że są to nazwy z polotem i, w moim przypadku, działają na wyobraźnię. No bo czy londyńska mgła, lodowce Skandynawii czy chłód marmuru nie przywołują prostych skojarzeń? Ostatnio wpadły mi w oko, a może ucho: zapach książek, lekcja muzyki, dźwięk poezji i śmiech dziecka – dla ścisłości są to odcienie beżu.
Mistrzem znajdowania niespotykanych nazw i ciekawych określeń oraz anegdot językowych jest dla mnie Michał Rusinek. Zawsze zabawnie i w punkt. Tak jak w przypadku farb miło jest czytać, słuchać i wizualizować, tak, w przypadku niektórych ciast i wypieków jest wręcz odwrotnie. Stajemy wtedy przed dylematem czy wypowiadać ich nazwy na głos, czy wymówić się przed gośćmi słabą pamięcią i niemożnością przypomnienia sobie nazwy owego przysmaku.
W swoim życiu słyszałam już wiele nazw pozostawiających wiele do życzenia lub wręcz niesmacznych. Z dzieciństwa i licznych spotkań imieninowych u cioć pamiętam popularne cycki teściowej (ciasto z okrągłymi biszkoptami nasączonymi alkoholem z rodzynkami i płynną polewą czekoladową. Obiły mi się też o uszy nazwy typu: topielec, paznokieć, pijana zakonnica, czy usta Romana.
Ostatnio zupełnie przez przypadek wyświetliło mi się zdjęcie ciasta, które wielokrotnie przygotowywałam, a które niezmiennie zachwycało moich dużych i małych gości. Opatrzone było wymowną i mało elegancką nazwą … dupa pawiana (!). Zawsze mówiłam na nie ciasto z murzynkami albo ciasto z niespodzianką, nie wiedząc o obiegowej nazwie odpowiednika. Nie wiem czy znając tę drugą nazwę pokusiłabym się o spróbowanie. Nie potrzeba tu opinii prof. Bralczyka czy Miodka. Każdy z nas musi ocenić sam czy określenia tego typu zaburzają chociażby jego poczucie estetyki i kultury języka, którym jest wierny w prywatnym życiu.
Dla mnie to pyszne, piękne i puszyste ciasto zawsze będzie nazywało się po prostu ciastem z murzynkami lub niespodzianką.
Nie skłamię pisząc, że jest boskie! Jeśli lubicie ciasta o lekkiej i puszystej konsystencji (nie, niestety nie niskokaloryczne – wszystkiego mieć nie można), koniecznie spróbujcie go zrobić. Jest idealne do niedzielnej kawy, ale też na świąteczny stół.
Z powodzeniem zastąpi tradycyjny tort na przyjęciu urodzinowym. Dlaczego nie?
Podrzucam przepis poniżej i już zazdroszczę Wam tej słodkiej uczty😊.
Ciasto z murzynkami
Kroków jest kilka:
1) biszkopt
2) kremowa masa
3) murzynki – ciepłe lody
4) pianka brzoskwiniowa
Składniki:
Biszkopt:
– 5 jajek (rozmiar L)
– 1 szklanka cukru
– pół szklanki mąki pszennej
– pół szklanki mąki ziemniaczanej
– półtora łyżeczki proszku do pieczenia
Kremowa masa:
– 2 szklanki mleka 2% lub 3,2%
– pół szklanki cukru
– 1 opakowanie cukru waniliowego
– 2 żółtka
– 2 łyżki mąki pszennej
– 2 łyżki mąki ziemniaczanej
– 250 g miękkiego masła lub masła roślinnego w puszce
Warstwa murzynkowo – piankowa:
– 1 opakowanie murzynków typu …. (około 12 sztuk)
– 2 galaretki brzoskwiniowe
– 2 szklanki wody
– śmietanka kremówka 30% lub 36%
– 1 łyżka cukru pudru
Jeśli kolejne etapy i składniki sprawiają wrażenie, że ciasto jest trudne do zrobienia to jest to tylko WRAŻENIE. Niewątpliwie jest czasochłonne gdyż robimy je etapami: biszkopt musi wystygnąć, ugotowana masa również, a galaretka musi najpierw wystygnąć, a na końcu stężeć, ale…jeśli mamy dzień w domu to spokojnie pomiędzy tymi chwilami w kuchni, wciśniemy sprzątanie, przegląd prasy, krótki spacer czy lekcje z dzieckiem😊. Warto!
Przygotowanie:
Jajka na biszkopt powinny być w temperaturze pokojowej.
Do misy przesiewamy mąkę pszenną, ziemniaczaną i proszek do pieczenia.
W misie miksera ubijamy na sztywną pianę białka z cukrem. Następnie stopniowo dodajemy żółtka. Dodajemy zmieszane wcześniej mąki. Miksujemy całość na krótko na niższych obrotach. Masę wylewamy na standardowych rozmiarów blachę i pieczemy w 175°C przez około 20-30 minut w zależności od piekarnika, zgodnie z zasadą „do suchego patyczka”.
Studzimy.
Przechodzimy do przygotowania masy. Do rondelka wlewamy 1 szklankę mleka i gotujemy z 1 szklanką cukru, co jakiś czas mieszając. W pozostałym mleku rozprowadzamy dokładnie mąkę, ziemniaczankę oraz żółtka. Ja robię to często za pomocą tzw. rózgi.
Gdy mleko w garnku jest już bardzo ciepłe i wlewamy stopniowo masę z mąkami i żółtkami, energicznie mieszając, aby nie powstały grudki. Zestawiamy z ognia gdy masa ma konsystencję budyniu (uwaga: niezbyt gęstego budyniu). Studzimy.
Gdy masa jest zimna miksujemy ją z masłem lub masłem roślinnym. Gotowe. Wykładamy ją i równomiernie rozprowadzamy na zimnym biszkopcie. Następnie kroimy murzynki na pół wzdłuż dłuższego boku lub „na wysokość” i układamy obok siebie na masie.
Ostatni etap to rozpuszczenie galaretek brzoskwiniowych w 2 szklankach gorącej wody i odstawienie jej do wystygnięcia. Uważajmy, żeby nie stężała – tego nie chcemy jeszcze na tym etapie.
Ubijamy śmietankę kremówkę z cukrem pudrem, a gdy jest już sztywna, powoli dodajemy zimną galaretkę, cały czas ubijając na małych obrotach miksera.
Wylewamy masę na biszkopt z masą i murzynkami i wstawiamy na noc do lodówki.
Teraz należy tylko przespać całą noc, nie myśląc o tym jaka pyszność czeka na nas w lodówce 😊.
Wszystkiego słodkiego!
-
Powiew Ameryki, czyli historia o czekoladzie i brownie z walentynkami w tle
Psychologowie nie mają wątpliwości: walentynki, okrzyczane niegdyś świętem komercyjnym i kiczowatym należy celebrować!
Dlaczego? Otóż samo planowanie i przygotowywanie romantycznych niespodzianek i aktywności wprowadza nas w pozytywny nastrój. A wieczór spędzony na niespiesznym celebrowaniu drobnych rzeczy wyzwala w organizmie hormony szczęścia. Poza tym walentynki odrywają nas od codziennego biegu i rutyny, zmuszając do wygospodarowania chwili dla bliskiej osoby, a tym samym siebie.
Warto wybrać przytulny lokal z naprawdę dobrym jedzeniem, kupić nieoczywiste kwiaty albo zostawić kilka miłych liścików na lodówce, w portfelu czy lunchboxie ukochanej osoby. Jeśli chcecie zrobić coś pysznego samemu, jeszcze lepiej!
Jakiś czas temu zapowiedziałam, że na stronie pojawi się coś bardzo czekoladowego. Nie bez powodu, w nawiązaniu do walentynek, w reklamach pojawiają się misternie ozdobione pudełka pralin, trufli i czekoladek. Kto nie widział komedii romantycznej z motywem truskawek w czekoladzie albo samej czekolady ręka do góry. Dlaczego akurat ona? Już dawno temu czekolada uznana została za silny afrodyzjak. Podobno idealny dla osób, chcących rozbudzić pożądanie w partnerze. Zawiera bowiem fenyloetyloaminę (w skrócie PEA), hormon odpowiadający za podniecenie i pożądanie. Jego oddziaływanie na organizm porównuje się do oddziaływania amfetaminy. Do zadań tego hormonu zalicza się pobudzanie wydzielania endorfin, czyli hormonów szczęścia oraz wzmacnianie wydzielania dopaminy. Z kolei duet teobrominy i kofeiny (obie występują w czekoladzie), poprzez uwalnianie serotoniny, działa pobudzająco na nasz organizm. Serotonina wpływa na ogólną poprawę samopoczucia, wzrost pożądania, lepszy apetyt i sen. Zapobiega zachowaniom agresywnym czy depresyjnym. Krótko mówiąc, przy czekoladzie rozluźniamy się, a nasze zmysły wyostrzają się na bodźce. Jak jej nie kochać?!
Jest jedno ALE. Takie działanie ma tylko czekolada z wysoką zawartością miazgi kakaowej, czyli gorzka i deserowa. W czekoladzie mlecznej miazga kakaowa zazwyczaj stanowi około 30%. Reszta rekompensowana jest przez cukier i mleko w proszku.
Tyle o magii czekolady😊. Przejdźmy do mojego deseru dla zakochanych.
Polecam Wam coś równie amerykańskiego jak same Walentynki, czyli brownie! Z chrupiącą łamliwą skórką i mokrym wnętrzem. Totalnie niewyrośnięte i bardzo intensywne. Sycące i dość ciężkie. Takie właśnie powinno być idealne brownie! Symbol kuchni amerykańskiej, którego nazwa pochodzi oczywiście od jego ciemnego koloru.
Z nieprzyzwoitą ilością czekolady i masła w środku, brownie zdecydowanie nie jest dietetyczne! Pomimo tego muszę przyznać, że to najpyszniejszy zakalec jaki w życiu jadłam.
Legenda głosi, że powstało przez przypadek, gdy pewna gospodyni szykując się, na przyjęcie gości, zapomniała dodać do ciasta proszku do pieczenia. W takiej formie też zasmakowało gościom…
Jako miasto ojczyste tego deseru podaje się Chicago, gdzie w Hotelu Hilton (niegdyś Palmer House Hotel) powstał oficjalny przepis na brownie. Do dziś jest tu serwowany według stuletniej receptury w wersji z orzechami włoskimi i polewą morelową.
Ciasto przygotowuje się błyskawicznie. Naprawdę. Jest smaczne na zimno i na ciepło. Z lodami waniliowymi, konfiturą z czarnej porzeczki, a nawet kwaśną śmietaną!
Dosyć historii, pora na przepis. Słodkich Walentynek!
Klasyczne amerykańskie brownie
Składniki:
– 250 g gorzkiej czekolady
-250 g masła
– 250 g białego cukru
– 4 jajka rozmiar „L”
– 65 g mąki pszennej
– 20 g kakao
– 1 łyżeczka cukru waniliowego
Przygotowanie:
Naprawdę ekspresowe.
Masło kroimy w kostkę, czekoladę łamiemy na kawałki. Mąkę przesiewamy wraz z kakao do miski. Dobrze, jeśli jajka są w temperaturze pokojowej. Rozgrzewamy piekarnik do 180 stopni C. Masło i czekoladę rozpuszczamy w kąpieli wodnej, od czasu do czasu mieszając, aż do połączenia składników (ja używam do tego celu metalowej miski). Odstawiamy do wystudzenia.
W tym czasie ubijamy jajka z cukrem i cukrem waniliowym na puszystą białą masę. Podczas ubijania, cukier dosypujemy małymi porcjami. Gdy masa czekoladowa przestygnie, dodajemy ją stopniowo do jajek i mieszamy. Następnie dodajemy przesianą mąkę z kakao i bardzo dokładnie mieszamy. Masę wylewamy na kwadratową blaszkę wyłożoną pergaminem. Moja blaszka miała wymiary: 28 cm x 23,5 cm. Możemy użyć zamiennie tortownicy. Ważne, żeby jej średnica nie była za duża. Pamiętajmy, że ciasto nie wyrośnie. Gdy wylejemy je na zbyt dużą blaszkę, po upieczeniu nadal pozostanie płaskie jak naleśnik, a nie to jest naszym celem. Pieczemy około 25 minut.
Po wyjęciu z piekarnika brownie będzie miało popękany, chrupiący wierzch i bardzo miękki, luźny środek. To dobry znak. Możemy nawet przeprowadzić „test na trzęsienie”. Gdy będziemy poruszać blaszką na boki, środek ciasta będzie się delikatnie trząsł. Oczywiście, gdy brownie wystygnie, zgęstnieje.
Moja ulubiona wersja to ta z lodami waniliowymi albo kwaśną śmietaną i konfiturą z czarnej porzeczki. Lubię przełamywać smaki.
Każdy może skomponować własną wersję: z owocami, orzechami, sosem czekoladowym lub waniliowym.