• Jesień

    Sezonownik

    Od kilku dobrych lat gotuję w zgodzie z porami roku i na moich talerzach znajduje się to, co akurat przynosi nam matka natura. W maju i czerwcu są szparagi, w czerwcu i lipcu soczyste i słodkie krajowe truskawki, a jesienią dynia, jabłka i śliwki. Rzadko zdarza mi się złamać tę zasadę i kupić pierwsze pojawiające się w marketach zagraniczne truskawki, bo ich smak nie dorównuje polskim kuzynkom.

    Mam blisko targowisko ze świetnym straganem, zaopatrzonym w piękne owoce i warzywa. Jego dodatkowym atutem jest, sprzedająca tam, pani Agnieszka, która czasem podszepnie: „Nieeee … jutro będą ładniejsze.” albo „łykowata ta fasolka, nie polecam”, „te jabłka są obite, to mogę dać za darmo”. Naprawdę zdarzają się takie stoiska, więc warto szukać. Nie oznacza to, że nie korzystam z marketowych „ryneczków”, które czasami naprawdę robią wrażenie i mają świetne warzywa eko. Zwłaszcza, gdy mam w danym dniu tyleeee spraw i nie zdążę na targ z listą zakupów. A trzeba Wam wiedzieć, że warzywa i owoce to u nas w domu towar deficytowy. Wszyscy uwielbiamy i czasem z żalem oddajemy sobie ostatnie jabłko albo rzodkiewkę😊.

    Wracając do tej sezonowości i pór roku … nie zawsze tak u mnie było. W domu rodzinnym owszem, a potem kiedy przyszły studia i pierwsza praca, zbyt wiele się działo, żeby zastanawiać się co tam teraz na grządkach rośnie ….i czy w ogóle u nas w Polsce czy za granicą!

    Wszyscy moi bliscy znają słynną już anegdotę, kiedy to nabyłam książkę mojej ukochanej, w tamtym czasie, kucharki i prowadzącej program telewizyjny Rachel Khoo z francuskimi przepisami w nowej odsłonie. Strasznie zainspirował mnie przepis na sałatkę z soczewicy, buraków i sera feta. Problem polegał na tym, że w przepisie występowała tajemniczo brzmiąca soczewica puy. Można było ją wprawdzie zastąpić soczewica zieloną, ale podeszłam do tematu bardzo ambitnie. Soczewica owa podobno ma lekko pieprzny smak i, co najważniejsze, zachowuje swój kształt po ugotowaniu. Pochodzi z Orwenii gdzie jest bardzo dobrze znana… No właśnie. W Orwenii. Nie muszę pisać, że obeszłam okoliczne sklepy, stragany na targowiskach, markety, dyskonty i wróciłam do domu bez niej. Mogłam robić zdjęcia ekspedientom, których o nią pytałam. Mieli doprawdy interesujące miny 😊. Sałatkę zrobiłam kilka dni później z najzwyklejszą zieloną soczewicą.

    No dobra, pośmialiśmy się ze mnie, więc do rzeczy. Jest sezon na dynię – jest kolejne danie z dynią. Moje ulubione, choć przez lata wydawało mi się że dyni nie lubię. Pikantna zupa krem. Uwielbiam ją! Jest gęsta i aksamitna, a dzięki curry, imbirowi i odrobinie pieprzu kajeńskiego bardzo rozgrzewająca. Ja cayenne pomijam, mam wrażliwe gardło.

    Po puszystych placuszkach z dyni czas na bohaterkę w nowej odsłonie. Z pazurem. Smaczności😊

    Pikantna zupa krem z dyni

    Składniki:

    – 1 litr bulionu (drobiowego lub warzywnego)

    – 800 g surowej dyni (zwyczajnej, choć możemy użyć też hokkaido)

    – 2 duże ziemniaki

    – 2 duże marchewki

    – ¼ selera

    – 1 średnia cebula

    – 2-3 ząbki czosnku

    – 1 cm korzenia imbiru lub imbir w proszku

    – 1 łyżeczka curry

    – 4 łyżki oliwy z oliwek

    – sól

    – pieprz

    – opcjonalnie szczypta mielonego chili pieprz cayenne

    – 1 łyżeczka cukru

    Dodatkowo:

    – pestki dyni

    – gesty jogurt grecki lub śmietana

    Przygotowanie:

    Dynię kroimy na mniejsze kawałki, obieramy skórkę, wydrążamy środek i kroimy w średnią kostkę. Do zadania krojenia dyni polecam zaangażować panów😊. Jeśli dynia jest duża, wystarczy nam jej połowa.

    Cebulę kroimy w kostkę, czosnek w plasterki. Marchewkę, selera oraz ziemniaki obieramy i również kroimy.  Na oliwie z oliwek podsmażamy cebulkę. Kiedy zmięknie dorzucamy czosnek, marchewkę, selera, ziemniaki i przede wszystkim dynię.

    Jeśli robię zupę z połowy porcji, czyli 400 g dyni, do podsmażania na oliwie używam średniej wielkości patelni. Jeśli natomiast, tak jak w tym przypadku, z całej porcji dyni, korzystam z garnka.

    Z podanych proporcji wychodzi duży garnek zupy!

    Bulion rozgrzewamy w osobnym dużym garnku (muszą w nim zmieścić się podsmażane warzywa). Jeśli nie mamy ugotowanego bulionu, możemy skorzystać z bulionu z kostki.

    Po kilku minutach do warzyw dorzucam przyprawy starty korzeń imbiru lub imbir w proszku i curry.

    Całość podsmażamy 10 minut, po czym dodajemy do bulionu.

    Gotujemy około 30 minut, aż warzywa będą miękkie. Po tym czasie wszystko blendujemy na gładki krem. Na końcu próbujemy i doprawiamy solą, pieprzem lub opcjonalnie przyprawą chili pieprz cayenne. Podajemy z prażonymi pestkami dyni i pieczywem. Możemy udekorować jogurtem lub śmietaną.

     

    Im dynia bardziej pomarańczowa, tym więcej zawiera witamin. A ma ich sporo: błonnik, beta-karoten, kwas foliowy, potas czy witamina C. Warto zwrócić też uwagę na skórkę – jeśli jest chropowata, warzywo może być w środku włókniste. Wybierajmy te gładkie egzemplarze.

    Jeśli po przygotowaniu zupy zostanie nam nadmiar dyni, możemy ją pokroić w kostkę, zblanszować i zamrozić. Będziemy mieli pod ręką porcję na placuszki z dyni lub połowę porcji zupy.

  • Słodkości

    Jesienny niezbędnik i pankejki z dyni

    Jesień ma spore grono wielbicieli. Nie mniejsze niż lato. Nawet ci ciepłolubni, jak ja, często ulegają urokowi jesieni. Mgliste poranki, babie lato, szeleszczące pod butami liście, dojrzewające w sadzie jabłka zachwycają! A jakie piękne popołudniowe pejzaże maluje złociste o tej porze roku słońce!

    U schyłku lata w sieci coraz częściej pojawiają się jesienne grafiki. Jedne piękniejsze od drugich. Niektóre aż proszą z ekranu, żeby je wydrukować i oprawić. Właściwie czemu nie wczuć się w klimat? Od kilku lat też dostosowuje wygląd swojego domu do pory roku. Subtelnie. Coś wnoszę, coś wynoszę. W okresie jesienno-zimowym na kanapie rozkładają się miękkie koce i nowe poszewki na poduszki, w pokoju pojawia się mała świetlna girlanda, a na stoliku świece.  Kuchnia się nie zmienia, ale w szklanych słojach i puszkach pojawiają się aromatyczne, rozgrzewające mieszanki herbat. Na koniec zostawiam nierozłączny jesienny duet: wygodny fotel i dobrą książkę! Tak, tak… latem zamiast fotela był hamak w ogrodzie😊.

    I tak przeszliśmy do jesiennego must have! Te z internetu obejmują: plecione mięsiste i ciepłe swetry, wełniane skarpety, koc, parasol, kalosze, stertę książek i kubek z parującą zawartością. Herbata, kakao czy grzane wino? Nie wiem…ale jeśli to wszystko już masz to brakuje tylko DYNI!

    Przyznam, że przez wiele lat nie miałam pomysłu co, oprócz udekorowania domu albo lampionu, mogłabym z nią zrobić…A jest tyle dyniowych pyszności! Od zupy, poprzez kopytka, na słynnym amerykańskim pumpkin pie kończąc. Swoją drogą kusi mnie i chyba niebawem spróbuje tego przysmaku.

    Ale dziś nie o nich. Dzisiaj gwiazdą jest moje ostatnie odkrycie i główny bohater drugich śniadań i podwieczorków: dyniowe pankejki. Gryczane, bez cukru i na mleku migdałowym. To dobra wiadomość dla osób z nietolerancjami laktozy, białek mleka czy glutenu.

    Są bardzo puszyste i delikatne. Za sprawą dyni mają piękny kolor. Robi się je błyskawicznie. Świetnie smakują z jogurtem kokosowym i konfiturą czy słodkim korzennym sosem wiśniowy. Mają jedną wadę – za szybko znikają z talerza!

    Ważne zanim pobiegniemy do kuchni! Do przepisu potrzebne jest puree z dyni, czyli po prostu dynia pokrojona w kostkę i ugotowana do miękkości, a następnie zblendowana lub wyduszona widelcem. W każdym markecie w sezonie jesiennym są też gotowe puree z dyni w słoiczkach. Warto!

    Pancakes z tego przepisu nie są słodkie, można użyć słodkich dodatków lub dodać cukier do ciasta.

    Moje dyniowe pancakes z mąki gryczanej bez cukru

    Składniki

    – 200 ml mleka roślinnego migdałowego

    – 2 średnie jajka (oddzielamy białko od żółtek)

    – 100 g mąki gryczanej

    – 1 łyżeczka proszku do pieczenia

    – 100 g albo 2 spore łyżki puree z dyni

    – 1 płaska łyżeczka mielonego cynamonu

    – szczypta soli

    – odrobina oleju lub oliwy do smażenia

    Dodatki:

    – wegański jogurt kokosowy

    – konfitura lub sos owocowy

    Z przepisu wychodzi około 16 pankejków.

    Przygotowanie:

    Jajka rozbijamy do dwóch oddzielnych misek. Białka ubijamy osobno z odrobiną soli na sztywną pianę. Odstawiamy. Żółtka delikatnie roztrzepujemy widelcem. Dodajemy mleko oraz suche składniki: mąkę, proszek do pieczenia oraz cynamon – najlepiej wcześniej wymieszane razem. Łączymy wszystko w całość, a następnie dodajmy puree z dyni.

    Na samym końcu szpatułką delikatnie łączymy masę z ubitą pianą.

    Smażymy na dobrze rozgrzanej patelni z odrobiną oleju lub oliwy. Wtedy placki nie wchłoną tyle tłuszczu. Na jednego pankejka daję około półtora dużej łyżki ciasta. Wyłożone na patelnię ciasto będzie bardzo puszyste, napowietrzone i delikatne – w masie zauważymy pęcherzyki powietrza – dlatego ważne jest, aby obracać je na drugą stronę bardzo delikatnie.

    Smażymy aż będą przyrumienione – około półtora minuty po jednej stronie.

    Możemy jeść z dowolnie skomponowanymi dodatkami. Polecam!

    Wiedzieliście, że dynia po kaszubsku to bania?

Śledź nas
Instagram