-
Ciągnąca historiaaa pewnych babeczek
Mają mleczny smak i wyjątkową konsystencję. Niejednemu przypominają dzieciństwo albo odwiedziny u babci, która zawsze miała ich zapas w kredensie. Bardzo słodkie, ciągnące i niepowtarzalne/jedyne w swoim rodzaju, a przede wszystkim polskie. Krówki, bo o nich mowa cieszą się niesłabnącą popularnością, jak się okazuje nie tylko wśród Polaków. Polska krówka jest jednym z najpopularniejszych produktów eksportowanych do Arabii Saudyjskiej. Ich smak doceniają też mieszkańcy Niemiec, Belgii, Rosji czy Turcji.
Produkcją sławnych cukierków na masową skalę zajął się w latach 20. w swojej poznańskiej fabryce słodyczy Feliks Pomorski. Produkt szybko zyskał uznanie. Pierwotnie zawijany był w opakowania z wizerunkiem krowy, stąd też obecna nazwa: „krówki”.
Głównym składnikiem przysmaku jest cukier i mleko w proszku, dlatego też choć na początku cukierki są ciągnące i miękkie, z czasem, na skutek procesu krystalizacji, twardnieją. Taki ich urok.
Jestem posiadaczką szuflady z ogromną ilością krówek. Testowałam już smaki kawowe, sezamowe, piernikowe i kakaowe. W sklepach internetowych znalazłam też egzotycznie brzmiące nazwy krówek o smaku mięty z czekoladą, solonego karmelu, a nawet gumy balonowej i zimnego chmielu (z nutą niepasteryzowanego piwa)😊. Jak kto lubi. Dla mnie wygrywają tradycyjne mleczne.
Jak się okazuje krówki są pyszne też w innych odsłonach, np. w cieście na muffiny.
Przepis, który Wam podsuwam jest efektem poszukiwania sposobu na twarde, choć wciąż pyszne pomadki. Jako składnik babeczek, dodają im słodkości i ciekawego posmaku toffi. A przede wszystkim stają się znów miękkie i ciągnące!
Rozważałam zastosowanie kremu na babeczki, ale…to byłby nadmiar, nawet w karnawale! 😊
Ciągnące i słodkie babeczki krówkowe
Składniki:
– 300 g mąki pszennej
– 70 g brązowego cukru
– 1 łyżeczka proszku do pieczenia
– szczypta soli
– 100 ml kefiru
– 50 ml mleka
– 2 średnie jajka
– 50 g roztopionego masła
– 150 g krówek klasycznych
Przygotowanie:
W rondelku roztapiamy masło, uważając, żeby się nie przypaliło. Odstawiamy do ostudzenia. Krówki kroimy na kawałki.
Do miski przesiewamy mąkę z proszkiem do pieczenia. Dodajemy resztę suchych składników. Do suchych składników dolewamy mleko oraz kefir i łączymy. Stopniowo dolewamy roztopione masło, jednocześnie mieszając. Dodajemy pokrojone krówki. Wszystko jeszcze raz dokładnie mieszamy na jednolitą masę.
Gotowe ciasto wykładamy łyżką do blaszki na muffiny wyłożonej papilotkami, mniej więcej do ich ¾ wysokości. Polecam ich użyć, gdyż cukierki roztopią się w trakcie pieczenia, a papier będzie stanowił dodatkowe zabezpieczenie.
Pieczemy w piekarniku nagrzanym do 180° C przez około 20 minut, w zależności od rodzaju piekarnika. Studzimy.
-
Zimowe historie
Czcili i kochali je Majowie i Aztekowie. Niegdyś jego wartość przewyższała złoto. Relaksuje, odpręża, a przy tym ma zbawienny wpływ na nasze zdrowie. Jest afrodyzjakiem i… jego nazwa nie odmienia się przez przypadki. O czym mowa?
Kakao!
Z upodobaniem piją je dzieci, choć ma też szerokie grono dorosłych zwolenników. Sięgamy po nie zwłaszcza zimową porą, kiedy dni są krótkie i chłodne. Wielu nam przywodzi na myśl nasze własne dzieciństwo i zimowe zabawy. Sama dobrze pamiętam suszące się na kuchennym kaloryferze czapkę i rękawice, podłogę mokrą od śniegu przyniesionego pod butami z wyjścia na sanki, rumieńce na moich zmarzniętych policzkach i zapach kakao, gotowanego na rozgrzewkę przez moją mamę.
Przy przyrządzaniu tego napoju doskonale sprawdza się zasada mniej znaczy więcej. Kakao nie lubi nadmiaru dodatków, choć doskonale komponuje się ze szczyptą korzennych przypraw. Dobrze czuje się w połączeniu z odrobiną wrzątku, mleka i czegoś dodającego mu słodyczy.
A teraz krótki przegląd najważniejszych faktów o kakao:
– kakao to nic innego jak bardzo drobno zmielone owoce kakaowca właściwego,
– drzewa kakaowe lubią klimat równikowy, rosną w lasach tropikalnych Ameryki Południowej. Dziś są też uprawiane w Afryce, skąd pochodzi 70 % kakao, które trafia na globalny rynek,
– historia kakao sięga czasów starożytnych Majów i Azteków, którzy przypisywali mu boskie właściwości, a ziarna kakaowca uważali za cenniejsze od złota. Co więcej czcili własnego boga kakao o imieniu Ek Chuah,
– najszersze zastosowanie kakao znalazło oczywiście w produkcji czekolady,
– jest bogate m.in. w błonnik, witaminy B, E i K, kwas foliowy, magnez, wapń, fosfor czy żelazo,
– ma w sobie mnóstwo antyoksydantów, które m.in. opóźniają procesy starzenia się komórek ciała i działają przeciwzapalnie
– łagodzi stres, działa relaksacyjnie i uspokajająco, a dodatkowo jest silnym afrodyzjakiem,
– spotkamy się też z określeniami kakao surowe czy ceremonialne. Różni się ono od zwyczajnego kakao, tym, iż nie jest poddawane ostatniemu etapowi – obróbce termicznej, czyli podsuszaniu w wysokiej temperaturze przez co traci część minerałów, pierwiastków i składników odżywczych. Mówiąc prościej jest korzystniejsze dla naszego zdrowia.
Kakao ceremonialne ma formę pasty. Swym wyglądem przypomina matową, kruszącą się tabliczkę czekolady. To surowe nieodtłuszczone kakao, które poddawane jest jedynie delikatnej fermentacji. W 100 % naturalne. Smak takiego naparu jest gorzkawy i nieco cierpki. Musimy doprawić go według własnych upodobań. Określenie „ceremonialne” nawiązuje do przypisywanych kakao cudownych, a wręcz magicznych właściwości oraz parzenia i picia jego naparu w formie rytualnej z czcią.
Bloki surowego kakao możemy kupić w sklepach internetowych lub stacjonarnych z żywnością bio. Natomiast na potrzeby parzenia dla siebie i swojej rodziny naprawdę wystarczające jest niesłodzone prawdziwe kakao w proszku, np. popularne kakao „z wiatrakiem”.😊
Potrzebne będą nam wrzątek, mleko i kakao oczywiście. Możemy przygotować je z dodatkiem mleka pełnotłustego, bez laktozy czy napoju roślinnego. Słodzimy według upodobań: miodem, cukrem, syropem z agawy. Jeśli chcecie dodać napojowi zimowego charakteru polecam cynamon, gałkę muszkatołową lub chili. Możemy też urozmaicić go zalewając napar spienionym mlekiem.
Polecam wcześniej rozgrzać filiżankę, choćby poprzez wlanie wrzątku. Kakao w takich naczyniach dłużej zachowa swoją temperaturę.
Tradycyjne kakao (porcja na 1 filiżankę)
– 5 g czystego kakao w proszku (bez dodatku cukrów i aromatów)
– 5 g cukru (miodu, syropu waniliowego lub syropu z agawy)
– 20 g wrzątku
– 150 g mleka
Przygotowanie:
Kakao z cukrem wsypujemy do naczynia. Zalewamy odrobiną wrzącej wody i dokładnie ucieramy ze sobą na papkę. Gdy uzyskamy już pożądaną konsystencję zalewamy ciepłym mlekiem w temp. około 55-60 stopni. Możemy je też spienić za pomocą końcówki w ekspresie ciśnieniowym lub spieniacza na baterie, ale nie jest to koniecznie. Kakao smakuje i bez tego wspaniale.
Na koniec dwie ważne uwagi. Uważajmy, by nie zagotować mleka – wtedy cukry zawarte w nim karmelizują się, a ono samo robi się gorzkie!
Dosłodzić napar możemy według upodobań. W tym przepisie cukru daję dokładnie tyle ile kakao.
A Wy wolicie kakao w kubku czy filiżance?
-
Coś pożyczonego
Pożyczać możemy różne rzeczy. Ołówek czy kredkę od kolegi, tabletkę przeciwbólową od koleżanki w pracy, narzędzia od sąsiada, książkę do poczytania. Czasem pożyczamy powiedzonka innych, które szczególnie przypadną nam do gustu. Panna Młoda według tradycji też musi mieć coś pożyczonego – to podobno przynosi szczęście.
Ja lubię pożyczać receptury. Zwłaszcza te proste i pyszne. Zawsze, gdy jem coś co wyjątkowo mi smakuje albo coś czego smak mnie zaintryguje, pytam o składniki. Czasem o cały przepis.
W ten właśnie sposób stałam się szczęśliwą posiadaczką receptury na to wyjątkowe puszyste i wilgotne ciasto marchewkowe. Pierwszy raz jadłam je u Mileny. Milena kocha wypieki, a wypieki kochają ją! Regułą jest, że do kawy gość dostaje u niej własnoręcznie przygotowane ciasto, dlatego bardzo te wspólne kawy lubię😉. Czasem ponarzekamy, jakie to ostatnio karkołomne przepisy próbowałyśmy, czasem pośmiejemy się z naszych małych kulinarnych katastrof…ale wszystko to w towarzystwie domowego ciacha.
Ta wersja wspomnianego ciasta marchewkowego ma pyszny krem i pierwsze pytanie degustujących ciasto dotyczy właśnie jego. „Co to za krem?”, „Czy to biała czekolada?” Nie, proste połączenie podstawowych składników, które smakuje obłędnie na wilgotnym lekko korzennym cieście. Poza tym duuużo marchwi i mały dodatek orzechów i rodzynek – żeby było jeszcze bardziej zdrowo😊.
Polecam wszystkim, którzy nie próbowali i wszystkim, którzy już je znają, bo to ciasto po prostu się nie nudzi!
Ciasto Marchewkowe Mileny
Składniki:
– 350 g mąki pszennej
– 400 g startej marchewki
– 2 szklanki cukru
– 4 średnie jajka
– 1 szklanka oleju
– 2 łyżeczki proszku do pieczenia
– 2 łyżeczki sody oczyszczonej
– 2 łyżeczki cynamonu
– 3 łyżki posiekanych rodzynek
– 3 łyżki posiekanych orzechów włoskich
Krem:
– 200 g kremowego serka śmietankowego (kanapkowego)
– 1/3 kostki masła
– 1 łyżeczka cukru z wanilią (może też być zwykły cukier wanilinowy)
Przygotowanie:
Przygotowujemy składniki. Wszystkie powinny być w temperaturze pokojowej.
Trzemy marchew na małych oczkach tarki lub z pomocą robota kuchennego (na zdjęciu pokazuję jak drobno starta jest moja marchew do tego ciasta). Siekamy lub rozdrabniamy orzechy włoskie oraz rodzynki (rodzynki dobrze jest wcześniej sparzyć).
Przesiewamy mąkę z proszkiem do pieczenia i sodą oczyszczoną. Jajka dokładnie ucieramy z cukrem. Dodajemy stopniowo suche składniki: mąkę z proszkami i cynamonem. Małymi porcjami dolewamy olej. Następnie dodajemy startą marchew oraz bakalie.
Gdy otrzymamy jednolitą masę, ciasto wylewamy na blaszkę o standardowych wymiarach 25×35 cm i pieczemy około 1 godz. w temperaturze 180°C. Studzimy.
Na całkowicie wystudzone ciasto wykładamy i równo rozsmarowujemy polewę.
Przygotowanie polewy: Miękkie masło ucieramy z cukrem pudrem, cukrem waniliowym i serkiem śmietankowym.
Całość możemy udekorować np. orzechami włoskimi.
Smacznego Marchewkowego!
-
Niech żyje bal
Zima jest po to, żeby zmarznąć na spacerze, a potem rozgrzać się kubkiem gorącej herbaty z imbirem i cytryną. Zima jest po to, żeby zamiast makijażu kłaść na twarz grube warstwy tłustego kremu. Zima jest po to, żeby zakrywać twarz metrami grubego mięsistego szalika i zamiast opaską ozdabiać głowę kolorowymi wełnianymi czapkami. Zima jest po to żeby, założyć dodatkową parę skarpet i nie przejmować się tym, co pomyślą inni. Zima jest po to, żeby założyć śmieszny świąteczny sweter z reniferem i wypić korzenną kawę w kawiarni udekorowanej milionami lampek i latarenek. Zima jest po to, żeby trenować mięśnie nóg pod ciężarem traperów z porządnym bieżnikiem. Zima jest po to, żeby znów poczuć się dzieckiem i toczyć bitwę na śnieżki ze znajomymi. Zima jest po to, żeby robić anioły na śniegu, rysować sąsiadom serducha i esy-floresy na zmrożonych szybach samochodów, zawijać się kocem, przytulać do psa …. A nade wszystko żeby nie liczyć kalorii!
Zimą możemy, a nawet powinniśmy bezkarnie jeść sycące zupy, kasze i gulasze. Zajadać orzeszki i popijać je grzańcem. Jeść praliny, trufle, czekoladki i inne kaloryczne przysmaki.
Zima i trwający właśnie karnawał to usprawiedliwią! Nie ma lepszego usprawiedliwienia dla kalorycznych przyjemności niż karnawał!
Skoro powinno być słodko, obficie i na bogato, a dodatkowo w zimowym klimacie, nie znam lepszej propozycji niż Snikers. Hit, który nie przestaje mi smakować pomimo lat i wraca do mnie zawsze zimą. To fajna opcja na spotkanie karnawałowe, domówkę, rodzinne okazje.
Smakuje wyjątkowo za sprawą miodu dodanego do ciasta i solidnej warstwy posiekanych orzechów włoskich na wierzchu. Ma warstwę budyniu i kajmaku, które idealnie się równoważą – budyń jest mało słodki, kajmak to rekompensuje.
Ciasto nie jest tak szybkie jak 3-bit – trzeba upiec 3 blaty ciasta, a po ostudzeniu przełożyć je masami – ale warto!
Jeszcze jeden mały sekret: najlepszy jest, gdy po upieczeniu, spędzi 1-2 dni w lodówce. Wtedy wszystkie warstwy się połączą, a ciasto zmięknie. Co to oznacza w praktyce? Mamy zapowiedzianych gości na sobotnie popołudnie, a ciasto już czeka, bo zrobiliśmy je na spokojnie w czwartek😊.
Przepis znalazłam dawno temu na slodkieniebo.blogspot.com i nieco zmodyfikowałam na swoje potrzeby.
Snikers
Składniki:
Ciasto
– 600 g mąki pszennej
– 2 łyżeczki sody oczyszczonej
– pół szklanki cukru
– 1 paczka cukru waniliowego
– 2 jajka
– 2 żółtka
– 2 łyżki mleka
– 200 g margaryny
Masa budyniowa:
– 700 ml mleka
– 4 duże łyżki cukru
– 1 łyżka mąki pszennej
– 1 łyżka mąki ziemniaczanej
– 1 duży budyń waniliowy lub śmietankowy
Masa kajmakowa:
– 1 puszka masy kajmakowej 400 g
Warstwa orzechowa:
– 250 g posiekanych orzechów włoskich
– 1 łyżka cukru
– 2 łyżki miodu
– 90 g margaryny
Przygotowanie:
Przygotowanie ciasta rozpoczynamy od posiekania orzechów włoskich. Stopień rozdrobnienia orzechów uzależniony jest od osobistych preferencji. Posiekane orzechy przesypujemy do miseczki i odstawiamy.
Mąkę przesiewamy razem z sodą oczyszczoną (ja wykonuję ten etap pracy na stolnicy). Dodajemy zimną margarynę i siekamy na kawałki. Następnie do ciasta dodajemy cukier, cukier waniliowy, jajka i żółtka oraz mleko i płynny miód. Wszystko razem porządnie zagniatamy. Jeśli miód nie ma płynnej konsystencji, delikatnie go podgrzewamy.
Kiedy mamy już zagniecione ciasto, dzielimy je na trzy równe części. Polecam zważyć ciasto na wadze. To bardzo ważne, żeby wszystkie części były jednakowe, gdyż w momencie wykładania na ostatnią blaszkę, może okazać się, że mamy niewystarczającą ilość ciasta do przykrycia ciasta.
Każdą część ciasta podsypujemy odrobiną mąki, aby się nie kleiło i rozwałkowujemy na prostokąt, po czym przenosimy na blachę wyłożoną pergaminem. Na blaszce wyrównujemy, ewentualnie doklejamy ciasto w miejscach, gdzie go zabrakło. Pieczemy około 10-12 minut w temperaturze 170°. Tak samo postępujemy z drugim blatem ciasta.
W momencie, kiedy pierwszy blat piecze się w piekarniku, przygotowujemy polewę orzechową na trzecią (wierzchnią) część. W rondelku rozpuszczamy margarynę z cukrem i miodem, a następnie dodajemy posiekane orzechy włoskie. Gotujemy chwilkę, ciągle mieszając. Studzimy. Następnie wykładamy na trzeci blat ciasta. Ze względu na warstwę orzechów na ostatniej blaszce, wydłużamy czas pieczenia do 13-15 minut. Upieczone blaty zostawiamy do wystudzenia. Gorące łamią się przy wyjmowaniu, dlatego dobrze mieć minimum 2 blaszki tej samej wielkości, żeby nie przekładać gorącego ciasta, w celu zwolnienia blaszki na kolejny blat😊.
Przygotowujemy masę budyniową. W garnku podgrzewamy 500 ml mleka z cukrem. W pozostałej części zimnego mleka dokładnie rozprowadzamy mąkę, mąkę ziemniaczaną i budyń. Możemy wykonać ten krok za pomocą rózgi – ważne, żeby nie było grudek. Gdy zagotujemy mleko z cukrem, zestawiamy je z ognia i dodajemy mieszankę budyniową, energicznie mieszając. Ostudzić.
Ostatni etap to przekładanie poszczególnych warstw. Na pierwszym upieczonym blacie rozprowadzamy równomiernie masę budyniową. Przykrywamy drugim blatem. Teraz z kolei wykładamy masę kajmakową i przykrywamy blatem z polewą orzechową.
Ciasto wkładamy do lodówki. Najlepiej smakuje kolejnego dnia, kiedy składniki się połączą.
-
Okres przejściowy
Gdy zaczynają się ciemniejsze dni i chłodniejsze jesienne wieczory, rozpoczynam odliczanie do Bożego Narodzenia. Rokrocznie wieszam tkaninowy kalendarz adwentowy z obszernymi kieszeniami, aby pomieścił nawet kilka przedświątecznych zadań na jeden dzień. Szykuję świece, które towarzyszą nam przy kolacji czy podczas wieczornych aktywności. Na miesiąc przed Wigilią mam spisaną listę potrzebnych rzeczy, pomysłów na prezenty i potraw, które chce wypróbować jako świąteczny bonus ten pierwszy raz.
Myśl o nadchodzących rodzinnych świętach pozwala przetrwać ten ciemny, mokry, listopadowy czas, kiedy przyroda wyraźnie spowalnia. Drzewa zrzucają liście, ptaki odlatują, owady i małe gryzonie gromadzą zapasy, zwierzęta gromadzą tłuszcz pod błyszczącymi futrami, żeby przeżyć nadchodzące mrozy. Przyroda jest gotowa na czas spoczynku i wegetacji. Zbiera siły w zgodzie z naturą.
Mam wrażenie, że w świecie ludzi ten czas wygląda nieco inaczej. Na początku listopada rozpoczyna się bombardowanie nas przedświątecznymi okazjami i czekoladowymi figurkami Św. Mikołajów na sklepowych półkach. Nie chcąc niczego przegapić zatapiamy się w analizowaniu ofert sklepów internetowych, umawianiu świątecznych sesji zdjęciowych z dziećmi i gromadzeniu prezentów, wyciągniętych pośpiesznie z paczkomatu po drodze z pracy między apteką a spożywczym. Jesteśmy na wysokich obrotach z nosami w naszych przepastnych terminarz, by spowolnić dopiero przy wieczerzy wigilijnej.
Po czasie celebracji Bożego Narodzenia wśród przyjaciół i rodziny, wokół stołu zastawionego parującymi miskami przysmaków i paterami słodkości, przy akompaniamencie kolęd i w towarzystwie ciepłego i radosnego światła lampek przychodzi czas na kolejny okres przejściowy…
Wracamy z pracy do domu ulicami pogrążonymi w styczniowym półmroku po mokrych drogach i chodnikach – śnieg jest u nas ostatnio rzadkim gościem. Przy sztucznym świetle w naszych domach i mieszkaniach przygotowujemy posiłki „na jutro” i leczymy katary i przeziębienia przy popołudniowych audycjach telewizyjnych. To trudny czas wskoczenia znów w wir codziennych obowiązków i pracy, która musi toczyć się gładko według wyznaczonego harmonogramu.
Dobrze jest jednak zwolnić bieg choć na te kilka grudniowo-styczniowych dni, które spowite są jeszcze w świątecznej, magicznej aurze i spróbować niespiesznych prostych domowych rytuałów. W wolnym czasie, w styczniu i lutym, obowiązkowo spaceruję po lesie. Czasem przejeżdżam i 30 kilometrów, żeby z rodziną pójść na długi przedpołudniowy spacer w ulubionym miejscu. Spokój i cisza jakie tam panują o tej porze roku są nie do przecenienia! A moment, w którym wchodzimy do ciepłego domu i pijemy ciepłą herbatę jest bezcenny.
Na zimowe popołudnia najlepsze są stosy książek i planszówek przy domowych ciasteczkach albo kakao. Właściwie ciasteczka kojarzą mi się z sezonem jesienno-zimowym. Są przeciwwagą dla letnich sorbetów, semifreddo i owocowych smoothie. Ciasteczka, nieważne czy maślane, korzenne, czekoladowe czy nadziewane, są stworzone do gorącej kawy, herbaty czy mleka.
Są też świetnym prezentem dla bliskich – wystarczy słoik i ozdobna wstążka lub naklejka. Zamiast czekoladek kupionych w sklepie, możemy przynieść coś stworzonego przez siebie. Takie podarunki pozostają w pamięci obdarowanego na długo dłużej…
Dzisiaj polecam Wam ciasteczka żurawinowo – orzechowe z białą czekoladą. Do planszówki, filmu czy herbaty. Na przekąskę po zimowym spacerze albo do słoika dla przyjaciół!
Ciasteczka żurawinowo – orzechowe z białą czekoladą
Składniki:
– 100 g mąki pszennej
– 1 duże jajko
– 80 g miękkiego masła
– 70 g brązowego cukru
– 40 g orzechów laskowych (drobno posiekanych)
– 50 g suszonej żurawiny (posiekanej)
– 50 g płatków owsianych górskich
– 50 g białej czekolady (posiekanej na kawałki)
– pół łyżeczki sody oczyszczonej
– szczypta soli
Przygotowanie:
Masło wcześniej wystawiamy z lodówki i kroimy na kawałki, żeby do czasu przygotowywania ciastek zmiękło.
Mąkę przesiewamy.
Białą czekoladę kroimy na kawałeczki.
Orzechy laskowe siekamy drobno lub rozdrabniamy za pomocą młynka do orzechów lub wkładamy je do woreczka, wypuszczamy z woreczka powietrze, kładziemy na drewnianej desce i za pomocą tłuczka do mięsa rozdrabniamy. Uwaga! Nie chodzi o miazgę tylko rozdrobnienie.
Żurawinę siekamy. Płatki owsiane możemy dodać w całości lub, co polecam, możemy zmielić za pomocą, np. młynka do kawy. Nie jest to jednak konieczne.
Gdy wszystkie produkty mamy już posiekane i zmielone możemy przystąpić do łączenia wszystkiego.
Wrzucamy do miski wszystkie sypkie produkty. Dodajemy do nich rozkłócone jajko. Mieszamy. Następnie dodajemy miękkie masło w bardzo drobnych kawałkach i ucieramy na jednolitą masę.
Jeśli jesteśmy posiadaczami robota kuchennego, ten etap pracy może on wykonać za nas😊.
Piekarnik nagrzewamy do 180 stopni. Dwie blachy wykładamy papierem do pieczenia. Z masy formujemy ciasteczka o średnicy około 3 cm i grubości około 0,5 cm. Pieczemy około 10-13 minut w zależności od piekarnika, aż będą rumiane, ale niezbyt przypieczone.
Studzimy na kratce.
-
Smak wakacji
Pamiętam każde wakacje spędzone u rodziny. Gdy nadchodziły te dłuższe letnie i te krótsze zimowe, nie trzeba było nawet rozmawiać o tym czy gdzieś pojadę. Wiadome było, że na pewno będę choć kilka dni u babci na wsi. Odwiedzałam ją i dziadka niezmiennie każdego lata i zimy, spędzając czas z nimi i moim kuzynostwem.
Będąc dziewczynką zaliczałam jeszcze „wakacje” u cioć i wujków. I pomimo, że rodzice co roku zabierali mnie i moje rodzeństwo na długie letnie wakacje nad morze lub w góry, to niewiele z nich pamiętam i mam wrażenie, że większość odtwórczo ze zdjęć lub nagrań wideo. Zdjęć z wyjazdów z rodzicami mam w rodzinnym domu mnóstwo. Tata uwielbiał je robić. W tamtych czasach każde ujęcie z 36 klatkowego filmu było cenne.
Dla odmiany z moich wakacji u rodziny nie mam żadnego zdjęcia, a pamiętam tyle detali! Mogę bez problemu przywołać wspomnienia, obrazy i zapachy. Pamiętam kiedy u cioci piekłam pierwsze drożdżowe maślane bułeczki. Pamiętam kiedy latem z kuzynostwem zrywałam wiśnie w sadzie, potem przez całe popołudnie drylowaliśmy je, by następnego dnia lepić pierogi z wiśniami – najlepsze na świecie! Pamiętam ucieranie twarogu z cukrem na puszysty sernik i zimowe ciemne wieczory przy gorącym piecu, w którym trzaskało palone drewno i rumieniły się pomarszczone pieczone jabłka. Doskonale też pamiętam, kiedy zostałam w domu babci sama. Miałam odgrzać sobie ziemniaki z obiadu i z przerażeniem zdałam sobie sprawę, że przecież babcia NIE MA MIKROFALÓWKI! Widzę do dziś ten czarny spód garnka i zapach unoszący się w kuchni – a jak na złość babcia na oknie poustawianych miała miliony doniczek z kwiatami, co stanowiło pewną trudność w wywietrzeniu kuchni. Nie wiem czy się zorientowała co działo się pod jej nieobecność – nie wracałyśmy do tematu😊.
Z takich wakacyjnych wypraw wracałam zawsze z przynajmniej jednym przepisem spisanym na kartce w kratkę, a potem w domu przepisywałam do mojego „Przepiśnika”. Takie wakacyjne skarby, zabierane oprócz ususzonych polnych kwiatów i bocianich piór. Wszystkie przepisy mam do dziś, niektóre od czasu do czasu sprawdzam.
Doceniam to, że większość składników było tuż obok. Jajka z kurnika, mleko od krów, wszystkie owoce z sadu i przydrożnych starych jabłoni… Nawet wielki orzech włoski stukał o dach domu spadającymi orzechami. Wszystko eko i zero waste!
Te orzechy przypomniały mi o kilku słodkich orzechowych hitach! Będę się nimi tutaj dzielić. Na pozycji nr 1 jest babka czekoladowa z orzechami laskowymi. Dostałam ostatnio całą miskę orzechów laskowych z ogrodu. Gdy odłożyłam te, którymi poczęstowały się wcześniej wiewiórki, zostało idealnie tyle, ile potrzebuję do tego ciasta.
Dostarcza mnóstwa endorfin i magnezu – jest więc PRAWIE jak suplement diety😉.
Naprawdę polecam!
Babka pełna orzechów i czekolady
Składniki:
– 150 g mąki
– 4 średnie jajka lub 5 małych
– 100 g cukru
– 100 g masła
– 100 g gorzkiej czekolady
– 75 g orzechów laskowych (można kupić już zmielone lub zmielić w domu)
– 1 łyżeczka kakao
– 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
– odrobina soli
Składniki na polewę:
– 1 tabliczka czekolady mlecznej
– 2 – 3 łyżki mleka
Przygotowanie:
Roztapiamy masło w garnuszku. Odstawiamy do wystudzenia. Gorzką czekoladę, najlepiej delikatnie schłodzoną, trzemy na tarce lub bardzo drobno siekamy nożem. Orzechy rozdrabniamy w robocie lub siekamy nożem. Pomijamy ten etap, jeśli kupiliśmy już zmielone orzechy.
Mąkę pszenną przesiewamy do miski. Następnie łączymy ją z proszkiem do pieczenia, kakao, startą czekoladą i zmielonymi orzechami laskowymi.
Po rozdzieleniu jajek, żółtka odstawiamy, a białka ubijamy z odrobiną soli na sztywną pianę. W trakcie ubijania dodajemy cukier – łyżka po łyżce. Do ubitej piany dodajemy żółtka i krótko ubijamy.
Do otrzymanej masy dodajemy połączone ze sobą sypkie składniki i mieszamy delikatnie szpatułką.
Dolewamy roztopione i przestudzone już masło.
Całość pieczemy w keksówce w temperaturze 175ºC przez około 40 minut. Najlepiej jest sprawdzić środek ciasta patyczkiem, aby babka nie była zbyt wilgotna ani się nie przesuszyła.
Odstawiamy do wystudzenia.
Przygotowujemy polewę czekoladową. Wybieramy nasz ulubiony rodzaj i smak mlecznej czekolady, łamiemy na kawałki i przekładamy do małego rondelka. Wlewamy około 2 łyżek stołowych mleka i podgrzewamy ciągle mieszając. Gdy czekolada się rozpuści i polewa nieco zgęstnieje, odstawiamy z palnika, lekko studzimy i polewamy bądź smarujemy babkę.